Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak poinformował w poniedziałek, że zwrócił się do premier Ewy Kopacz o usunięcie Radosława Sikorskiego z PO, a w konsekwencji także z fotela marszałka Sejmu. To pokłosie publikacji "Wprost".
"Zwróciłem się na piśmie do pani premier Ewy Kopacz, przewodniczącej Platformy Obywatelskiej o to, by wyrzuciła z PO pana Radosława Sikorskiego, więc w konsekwencji, by Radosław Sikorski przestał być marszałkiem polskiego Sejmu" - powiedział Błaszczak na konferencji prasowej w Sejmie. Dodał też, że PiS mówi Ewie Kopacz "sprawdzam".
"Zobaczymy, jakie standardy obowiązują w PO, czy takie jakie obowiązują w PiS, gdy żegnamy się ze wszystkimi, którzy naruszają jakiekolwiek obyczaje zasady czy też mamy do czynienia z tym, co widzieliśmy przez lata w PO, więc z tą piosenką: +Polacy nic się nie stało+ i z zamiataniem afer pod dywan" - oświadczył.
Jak mówił, okazuje się, że Sikorski wykorzystywał do celów służbowych samochód prywatny, podczas gdy miał do dyspozycji samochód służbowy i "w związku z tym zaczerpnął z kasy swojego biura poselskiego prawie 80 tys. zł". "A więc - afera Sikorskiego - tak należy nazwać to, co dziś opisali dziennikarze" - ocenił Błaszczak.
Błaszczak podkreślał, że taka osoba nie powinna być marszałkiem Sejmu, tym bardziej że Sikorski obecnie - jako marszałek Sejmu - organizuje audyt, w którym mają być rozliczani posłowie z wykorzystywania pieniędzy publicznych.
Rzeczniczka Sikorskiego: publikacja "Wprost" to insynuacje, sprawa była wyjaśniana
Rzeczniczka marszałka publikację "Wprost" nazwała "insynuacjami". Zarówno w przesłanym w poniedziałek PAP oświadczeniu, jak i podczas briefingu prasowego w Sejmie, przypomniała, że sprawa była wielokrotnie wyjaśniana w mediach, a prokuratura po zbadaniu sprawy odmówiła wszczęcia śledztwa, co zamyka kwestie.
- Jest zwyczajem, że ministrowie wszystkich rządów, bez względu na skład koalicji rządzącej, rozdzielają podróże ministerialne od poselskich, co szczególnie obowiązuje w okresie prowadzenia kampanii wyborczych - brzmi oświadczenie Ławrowskiej.
To za 7 lat
Jak wyjaśniła, kwota 80 tysięcy złotych, jako zwrot kosztów przejazdu samochodem prywatnym, dotyczy okresu 7 lat. - To jest średnio niecałe tysiąc złotych miesięcznie wydatków na paliwo i jest to - przypomnę - zaledwie jedna trzecia limitu, który przysługiwał ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych na wydatki na podróże prywatnym samochodem w celach poselskich - zaznaczyła Ławrowska.
Jak oceniła, "nieporozumieniem jest, że ministrowi przysługuje 24-godzinna ochrona BOR". "Prawo do ochrony BOR nie wyklucza czasowego zrzeczenia się takiej ochrony, również jazdy dwoma samochodami, czy jazd samodzielnych, gdy funkcjonariusze dyżurują w swoich miejscach dyslokacji. "Każda podróż z Warszawy do okręgu wyborczego, czyli województwa kujawsko-pomorskiego, to ok. 700 kilometrów tam i z powrotem, nie licząc jazd po samym okręgu wyborczym" - wyliczała rzeczniczka marszałka.
Zauważyła też, że Sikorski nie korzystał z przysługującego mu ryczałtu samolotowego na podróże krajowe.
"Wprost" rozlicza
Tygodnik "Wprost" napisał w poniedziałek, że Sikorski w okresie od 2007 r. do września 2014 r., kiedy pełnił funkcję szefa polskiej dyplomacji i przysługiwał mu samochód służbowy z kierowcą, a także ochrona BOR, przejechał prywatnym autem w celach służbowych 32 tys. km. Za każdy przejechany kilometr własnym samochodem poseł dostaje z Sejmu 83 gr.
Według tygodnika, w 2009 r. Sikorski pobrał z kasy Sejmu 1245 zł, ale już rok później kwota urosła do ponad 21 tys. zł. W 2011 r. było już 26,5 tys. zł, w 2012 r. pobrał 19,1 tys. zł. W zeszłym roku było to niecałe 10 tys. zł.