Łącznie ponad 2 tys. osób zakażonych koronawirusem zmarło do tej pory w Stanach Zjednoczonych - wynika z danych przedstawionych w sobotę w raporcie Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Oznacza to, że liczba zgonów podwoiła się w USA w niecałe trzy doby i obecnie wynosi 2010.
Próg tysiąca ofiar śmiertelnych SARS-CoV-2, według większości źródeł, przekroczono w USA w nocy ze środy na czwartek.
Liczba zakażonych koronawirusem i zmarłych z powodu COVID-19 rośnie w USA z dnia na dzień. W piątek dzienna liczba zgonów wyniosła ponad 400. Sobota będzie prawdopodobnie kolejnym dniem z rekordem. Zakażonych jest, według raportu, ponad 121 tys. osób.
Eksperci i lokalne władze ostrzegają, że szczyt epidemii jeszcze przed Amerykanami. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) obawia się, że Stany Zjednoczone, zamieszkane przez blisko 330 milionów osób, mogą stać się kolejnym epicentrum pandemii.
Obecnie większość zgonów rejestrowana jest w stanie Nowy Jork. Władze proszą uciekających z tego regionu w inne miejsca kraju, by poddawali się dwutygodniowej kwarantannie.
Duże ogniska choroby występują też w stanie Waszyngton, Kalifornia, Michigan, Luizjana i New Jersey. W mieście Nowy Jork, a także w Nowym Orleanie oraz Detroit, szpitale pracują blisko swoich limitów.
Amerykańscy lekarze i władze lokalne w dramatycznych apelach proszą o pomoc i dostawy sprzętu ochronnego oraz urządzeń medycznych. Ostrzegają, że niedługo zacznie brakować respiratorów oraz łóżek dla chorych. W niektórych miejscach USA służby medyczne zmuszone są nosić maseczki ochronne przez kilka dni.
Prezydent USA Donald Trump zapowiada masową produkcję respiratorów. Nie wyklucza, że jeszcze w sobotę ogłosi kwarantannę Nowego Jorku.