Nie ma żadnych złamań, a takie były podejrzenia. Jest nawadniany. Chory borsuk o imieniu Stanisław, który w niedzielę leżał na jednej z posesji w Kraśniku jest pod fachową opieką. – Mam nadzieję, że się wyliże – liczy Lena Grusiecka ze Stowarzyszenia Leśne Pogotowie - Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt, działającego koło Lublina.
Alarm dotyczący chorego zwierzęcia podniósł w niedzielę mieszkaniec Kraśnika, który zauważył borsuka na terenie swojej posesji. – Zwierzę powłóczyło tylnymi łapami, było więc podejrzenie, że może chodzić o złamania – relacjonuje rozmowę z mężczyzną Lena Grusiecka, która opiekuje się borsukiem z Kraśnika.
W pomoc borsukowi zaangażowali się m.in. policjanci. – Mundurowi o zaistniałej sytuacji powiadomili stowarzyszenie pomocy zwierzętom, a także lekarza weterynarii i strażaków – opisuje aspirant Paweł Cieliczko, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kraśniku. – Funkcjonariusze z patrolu pomogli załadować zwierzę do transportu. Borsuk finalnie dzięki pomocy wolontariuszki z Kraśnika trafiło do Stowarzyszenia Leśne Pogotowie - Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach pod Lublinem.
Do ośrodka „borsuk przyjechał słaby, z objawami neurologicznymi, drgawkami. Jak opisywali na Facebooku opiekunowie „dzikusów”, „po lekach jego stan się ustabilizował”. Była więc nadzieja, że jednak ratunek nie przyszedł za późno.
Dalszy los chorego zwierzęcia był też niepewny z innego powodu. – Była bowiem obawa, że zwierzę zostanie uśpione, dlatego trzeba było szybko działać – przyznaje Grusiecka.
Na szczęście się udało. Borsuk jest już po badaniach w klinice. – Został podłączony pod pompę nawadniającą – mówi Lena Grusiecka. – Został też prześwietlony. Wyniki nie potwierdziły żadnego złamania. Być może jego stan jest spowodowany odwodnieniem albo zatruciem pokarmowym – przypuszcza opiekunka dzikich zwierząt. – Być może było tak, że jak zrobiło się cieplej to borsuk się przebudził, znalazł coś do jedzenia co finalnie mu zaszkodziło. Diagnoza nie została jeszcze postawiona. Czekamy na wyniki badań krwi. I dodaje: – Mam nadzieję, że się wyliże. Próbował jeść banana z miodem, ale nie za bardzo mógł trafić łapkami do pyska. Jest jeszcze osłabiony.
Stanisław nie jest agresywny. – Ale bardzo się boi. Drżał podczas badania – relacjonuje pani Lena.
Ostatni raz Leśne Pogotowie ze Skrzynic Drugich opiekowało się borsukiem w 2019 r. Zwierzę też miało objawy neurologiczne. Ośrodek, w którym zawsze na pomoc mogą liczyć dzikie zwierzęta funkcjonuje dzięki finansowej pomocy darczyńców.