20-latka z Kraśnika podała swej trzytygodniowej córeczce zabójczą rtęć. Żeby mieć pewność, że dziecko nie przeżyje, zmusiła je do połknięcia czereśni.
Maleńka Oliwia trafiła do szpitala w Kraśniku 26 lipca ub. roku. Przywieźli ją rodzice. Lekarze natychmiast zdecydowali się przetransportować dziecko do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Ale na pomoc było już za późno. Dziewczynka zmarła jeszcze tego samego dnia.
Lekarze z Lublina stwierdzili, że w przełyku dziecka tkwi jakiś owoc. Uznali, że taki malec nie mógł go sam połknąć i zawiadomili prokuraturę. Zarządzono sekcję zwłok. Biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie, oprócz czereśni, znaleźli w przełyku dziecka rtęć.
Prokuratorzy od początku nie mieli wątpliwości, że doszło do zabójstwa. - Pozostawało ustalić, kto zabił. W grę wchodziło kilka osób - tłumaczy Marek Woźniak, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
Wiele wskazywało, że zbrodnię popełniła matka dziecka, 20-letnia bezrobotna z Kraśnika. Oliwia, gdy straciła przytomność, była pod jej opieką. Dopiero potem Ewelina D. zadzwoniła po swojego męża. Tamtego dnia kontakt z Oliwią miała też ośmioletnia dziewczynka. Prokuratorzy musieli sprawdzić również i ten wątek.
Dowodem, który przesądził o winie kobiety, były wyniki badań DNA. Właśnie dotarły do lubelskiej prokuratury. Wynika z nich jednoznacznie, że mąż kobiety nie jest biologicznym ojcem dziewczynki. A nikt w rodzinie D. o tym nie wiedział.
- To tłumaczyło motyw zabójstwa - tłumaczy prokurator Woźniak. - Matka dziecka nie chciała, aby w przyszłości wydało się, że mąż nie jest ojcem jej córki.
Wczoraj rano Ewelina D. została zatrzymana w mieszkaniu w Kraśniku. Była bardzo zaskoczona. Policjanci przywieźli ją na przesłuchanie do wydziału śledczego w Lublinie. Kobieta usłyszała zarzut zamordowania córeczki. Przyznała się do winy. Jeszcze tego samego dnia przewieziono ją do Sądu Rejonowego w Lublinie. Tam została aresztowana. Grozi jej dożywotnie więzienie.