Niespełna miesiąc temu lekarze zdiagnozowali u 11-letniego Michała Szota z Kraśnika guza pnia mózgu o cechach glejaka. To najcięższa postać nowotworu mózgu. Na leczenie chłopca za granicą potrzeba ok. 600 tys. zł
– Michał to pogodny i rozsądny chłopiec, szybki w działaniu i sprytny, ale też bardzo uczuciowy – mówi Grzegorz Szot z Kraśnika. – Interesują go m.in. wichury, burze i huragany. Chciałby zostać łowcą burz.
W sierpniu, zaledwie dwa tygodnie po 11. urodzinach Michała rodzice usłyszeli diagnozę, która wywróciła ich życie do góry nogami. Badanie rezonansem magnetycznym wykazało, że chłopiec ma guza pnia mózgu. Zmiana zajmuje całą lewą stronę i część prawej. Guz ma cechy glejaka.
– Operacja nie wchodzi w rachubę – mówi ojciec chłopca – Ponieważ guz znajduje się w obszarze pnia mózgu, który to odpowiada za czynności życiowe - oddychanie czy pracę serca - ingerencja chirurgiczna niesie za sobą bardzo wysokie ryzyko. Od prof. Stanisława Kwiatkowskiego, neurochirurga z Krakowa, u którego byliśmy na konsultacjach, usłyszeliśmy, że możliwe byłoby usunięcie jedynie 20 proc., a zabieg chirurgiczny byłby niezwykle ryzykowny.
– Niepokojące objawy pojawiły się ok. 3 tygodnie wcześniej – opisuje pan Grzegorz. – Najpierw była to nadwrażliwość węchowa. Kiedy malowaliśmy pokój dzieci emulsją, która z zasady nie śmierdzi, Michał nie mógł znieść tego zapachu. Zaczęły niepokoić nas również jego kilkugodzinne drzemki w ciągu dnia, które najpierw łączyliśmy z upałami i przemęczeniem. Tydzień później chwilę po przebudzeniu pojawiły się wymioty.
Rodzice zabrali syna do lekarza, wykonali morfologię. – Badanie nic niepokojącego nie wykazało – mówi ojciec chłopca. – Pediatrę, który badał naszego syna, zaniepokoiły jednak opisane przez nas objawy. Skierował nas do szpitala na tomograf głowy.
Obecnie Michał jest leczony w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie.
– Jest już po pierwszym bloku chemii. Kolejny ma rozpocząć się 20 września. Po trzytygodniowej przerwie ma zostać poddany naświetlaniu – mówi tata 11-latka. – Chcemy jednak aby nasz syn był leczony w klinice w Monachium gdzie stosuje się naświetlanie protonowe. Jest to terapia celowania, skuteczniejsza i dająca mniej skutków ubocznych. Byłem już w Niemczech na konsultacjach. Lekarze z Monachium zgodzili się podjąć terapii protonowej u Michała. Jej koszt to ok. 120 tys. zł. Część tej kwoty posiadamy zaś refundacja przez NFZ jest niepewna.
Pieniędzy potrzeba jeszcze więcej. – Rozpatrujemy też wyjazd na dalsze leczenie do Meksyku, gdzie stosuje się immunoterapię – mówi Grzegorz Szot. – Jesteśmy w kontakcie z rodziną, która właśnie wyjechała na takie leczenie ze swoją chorą córką.
Obie terapie to koszt ok. 600 tys. zł, dla pięcioosobowej rodziny z Kraśnika to suma nieosiągalna. Stąd też apel przyjaciół rodziny i znajomych o wsparcie w zebraniu tych pieniędzy.
Jak pomóc?
Osoby, które chcą pomóc rodzinie chorego 11-latka powinny kontaktować się z tatą Michała – Grzegorzem Szotem (tel. 697 450 650).