Akwizytor chodził od mieszkania do mieszkania i wyłudzał podpisy. Na ich podstawie jego kolega domagał się potem pieniędzy. Policja sprawę zbagatelizowała.
O zdarzeniu zaalarmowali nas wczoraj Czytelnicy. Młody i wygadany akwizytor odwiedził blok przy ul. 3 Maja w Lubartowie w sobotę. Szybko nawiązywał kontakt ze starszymi ludźmi. Twierdził, że przeprowadza ankietę na temat sprzętu do rehabilitacji.
– Jakieś pytania o rehabilitacji zadawał – opowiada kobieta Janina Mazurek. – Chciał się dowiedzieć, ile taki aparat powinien kosztować w aptece. Powiedziałam, że jak najmniej. To posunął mi do podpisania kwitek, że właśnie taką cenę proponuję.
W sąsiedniej klatce akwizytor odwiedził rodzinę Kardaszów. Scenariusz był podobny. – Wyraźnie mówiłam, że niczego nie potrzebuję, bo mi tego nie zalecał lekarz – opowiada gospodyni. – Na koniec zapytał jak się nazywam i poprosił o podpis. Że niby przeprowadził ze mną ankietę. Podpisałam bez czytania.
W niedzielę rano do drzwi obu mieszkań zapukał "kurier” z przesyłką. Arogancki i krzykliwy. – Powiedział, że syn zamówił dla mnie aparat do rehabilitacji – wspomina Janina Mazurek. – Zadzwoniłam do syna. O niczym nie wiedział. Wtedy ten mężczyzna zaczął mówić, że to ja zamówiłam. To też nieprawda.
Syn pani Janiny zadzwonił po policję. Tymczasem "kurier” poszedł do mieszkania Kardaszów. Przyniósł materac. Stwierdził, że jeśli nie zapłacą za to 250 zł, to będą musieli mu zwrócić 350 zł, bo towar przywiózł z Nowego Sącza.
– Może bym i zapłaciła, żeby mieć spokój – opowiada starsza pani. Ale zadzwoniła po syna. – Też wezwałem policję – mówi Andrzej Kardasz.
Policjanci zabrali "kuriera” na komendę i… jeszcze tego samego dnia uznali sprawę za zamkniętą.
– Nie stwierdzili popełnienia przestępstwa czy wykroczenia – tłumaczy Artur Marczuk, rzecznik lubartowskiej policji. – Mężczyzna miał zarejestrowaną firmę, która zajmuje się handlem takim sprzętem. Twierdził, że kupujący byli o wszystkim informowani.
Mieszkańcy, który padli ofiarą naciągaczy, są oburzeni reakcją policji. – Jak to nie oszustwo? Przecież wprowadzali starszych ludzi w błąd – dziwi się Andrzej Kardasz.
– Niedopuszczalnie było już samo straszenie karą za nieodebranie towaru – tłumaczy Gabriela Wyszyńska, rzecznik praw konsumentów w Lubartowie. – Jeśli się rozmyśliliśmy albo uważamy, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd, możemy z towaru zrezygnować. Sprzedawca może nas jedynie obciążyć realnymi kosztami transportu.
Do sprawy wrócimy.
Lidia Baran-Ćwirta, miejski rzecznik konsumentów w Lublinie:
- Przestrzegam przed wpuszczaniem akwizytorów do domu, bo to nie jest miejsce, gdzie robi się zakupy. Od tego są sklepy, także internetowe. A straszenie windykacją należności za towar, którego ktoś jeszcze nie kupił, zakrawa mi na oszustwo.