Oto jest Piotruś. Ruchliwy pięciolatek z błyskiem w oku, zachłannie poznający świat. Zupełnie tak, jakby koszmar sprzed niemal trzech lat był tylko złym snem…
Pierwsza myśl, jaka przyszła rodzicom do głowy, to przypuszczenie, że dziecko nadwyrężyło lub zwichnęło rękę. Tym bardziej, że Piotruś to typowe "żywe srebro”. Pojechali z maluchem na prześwietlenie, które zresztą nie wykazało żadnych zmian. Ale zachowania dziecka nie ustąpiły, więc rodzice postanowili skonsultować się z lekarzami w Lublinie.
"Pamiętam jak dziś” - wspomina Dorota. - Pojechaliśmy na Chodźki, lekarz zrobił prześwietlenie. Piotrek darł się wniebogłosy. Wracałam z kliszą i cieszyłam się, bo z opisu nie wynikało żadne złamanie. Z głupio zadowoloną miną weszłam do gabinetu, bo w sumie dziecku nic nie jest.
Ale lekarz popatrzył na kliszę i zrobił się bardzo poważny. Proszę państwa, dziecko ma guza pod łopatką. To poważna sprawa…”
Jak skończyła się historia Piotrusia - czytaj na MM Lubartów