Najpierw pili i się kłócili, a potem do akcji wkroczył ogień. Kamil P. nie przyznaje się do zabójstwa swojego kolegi, którego miał podpalić żywcem.
Kamil P. z zawodu jest hydraulikiem. Wcześniej był już wielokrotnie karany, a z więzienia wyszedł na kilka miesięcy przed opisywaną tragedią. Zamieszkał w Przytocznie, gdzie szybko zyskał opinię osoby niebezpiecznej. Mężczyzna utrzymywał się z prac dorywczych, ale jak się okazało, jednym ze źródeł jego dochodu była sprzedaż narkotyków i innych środków odurzających. Z Wojciechem poznali się poprzez wspólnego znajomego – Jacka S. Całej trójce zdarzało się wspólnie pić alkohol.
Kłótnia o kobietę
Tak też było z 15 na 16 stycznia 2024 roku, kiedy to mężczyźni umówili się „na kielicha”. Jak ustalili śledczy, tego wieczoru w spotkaniu towarzyszył jeszcze jeden kolega, a zarazem klient oskarżonego – 36-letni Roman K. Cała czwórka piła alkohol i zażywała środki odurzające. W pewnym momencie między mężczyznami doszło jednak do kłótni – chodziło najprawdopodobniej o kobietę. W wyniku ostrej wymiany zdań Kamil P. oblał Wojciecha M. łatwopalną substancją, a następnie podpalił. Mężczyzna w płomieniach wyskoczył na zewnątrz i w śniegu gasił ubranie.
– Nie chciałem zabić. To był głupi żart, nawet nie chciałem mu krzywdy zrobić. Polałem mu trochę po nogach tego rozpuszczalnika no i wyszło, jak wyszło, niestety. Po samym fakcie Wojtek mówił, że nie jest mu potrzebna żadna pomoc – mówił Kamil P. na sali sądowej.
Bał się policji
Obok niego na ławie oskarżonych zasiadł Roman K., który miał pomagać oskarżonemu w przetrzymywaniu znajomych. Kamil P. miał uniemożliwić udzielenie pomocy medycznej, m.in. zastraszał ofiarę, a także pozostałe osoby. Jednego z poszkodowanych kopał po głowie, dźgał w plecy śrubokrętem oraz przykładał do twarzy rozgrzany nóź, który miał mu podać Roman K.
– To nie jest tak, że ja ich przetrzymywałem. Drzwi zamykałem, bo miałem substancje psychoaktywne w domu i obawiałem się policji. Jacka uderzyłem, bo chciałem na niego jakoś wpłynąć, żeby tego nigdzie nie zgłaszać. Byliśmy pod takim wpływem alkoholu i narkotyków, że nie zdawaliśmy sobie sprawy, że ta sytuacja tak źle wygląda – tłumaczył Kamil P.
Ostatecznie Wojciech M., po pomoc medyczną zgłosił się dopiero następnego dnia. Okazało się, że 40. procent jego ciała zostało poparzone. 26-letni mężczyzna zmarł po 1,5 miesiąca w szpitalu na skutek powikłań zapalnych związanych z oparzeniami.
Oskarżonemu 31-latkowi może grozić nawet dożywocie. Odpowie on nie tylko za zabójstwo, ale również za posiadanie narkotyków i przetrzymywanie oraz torturowanie swoich gości.