Pielęgniarki z lubartowskiego szpitala wzięły dziś urlopy na żądanie. Częściowo sparaliżowało to pracę. Lekarze sami zmieniają pacjentom opatrunki, a po zwolnienia odsyłają do lekarzy rodzinnych.
- Lekarz sam zmienił mi opatrunek, a po zwolnienie kazał iść do rodzinnego. Zwykle to wszystko robi pielęgniarka - mówi pan Kamil, który poinformował nas o strajku.
- Pielęgniarki zdecydowały się na ten krok, bo dotychczasowe mediacje z dyrekcją nie przyniosły skutku - mówi Maria Olszak-Winiarska, przewodnicząca związku zawodowego pielęgniarek i położnych na Lubelszczyźnie. - O tym, że są gotowe do strajku zdecydowały w referendum.
Pielęgniarki walczą o podwyżki. Teraz zarabiają 2500 brutto łącznie z dyżurami. Siostry domagają się 400 złotych podwyżki (pensji zasadniczej).
Próbowaliśmy się skontaktować z Anną Różniecką, przewodniczącą związku zawodowego pielęgniarek w tym szpitalu. Ale nie chciała z nami rozmawiać.
- Jestem bardzo zajęta na oddziale. Proszę dzwonić do dyrekcji - ucięła.
Dyrektor również nie znalazł dla nas czasu. Sekretarka potwierdziła, że sytuacja jest bardzo poważna. - Ciagle trwają rozmowy i zebrania - mówi.
Pielęgniarki są w sporze zbiorowym z dyrekcją od kwietnia. Szpital Powiatowy w Lubartowie zatrudnia około 250 osób białego personelu.