W Tyśmienicy (pow. parczewski) odsłonięto tablicę upamiętniającą mieszkańców miejscowości, których schwytano 19 czerwca 1943 r. i osadzono w obozie na Majdanku.
80 lat po tym, jak Niemcy złapali w łapance mieszkańców Tyśmienicy i wywieźli ich do obozu na Majdanku ich potomkowie odsłonią pamiątkową tablicę. Uroczystości odbędą się w najbliższą niedzielę.
Jak mówi Wiesław Król w leżącej na skraju lasów parczewskich Tyśmienicy w latach 1941 – 1942 mieszkańcy wsi i kolonii udzielali schronienia partyzantom, zbiegłym z niewoli jeńcom radzieckim i Żydom. Dlatego nie ominęły ich niemieckie epresje. W październiku 1942 r. osadzono w obozie koncentracyjnym ośmiu mieszkańców kolonii Tyśmienica, a 19 czerwca 1943r. ze wsi do obozu wywieziono 69 mężczyzn i jedną kobietę. Na Majdanku zginęły 24 osoby.
– Mój ojciec Tadeusz Król był dyrektorem i nauczycielem Szkoły Podstawowej w Tyśmienicy w latach 1965 – 1989. Pisał pamiętniki, w których opisywał wspomnienia więźniów Majdanka, którzy uczestniczyli w organizowanych przez niego spotkań ze społecznością szkolną – opowiada pan Wiesław. – Ja sam zarejestrowałem kamerą w maju 1997 roku wspomnienia żyjących wtedy jeszcze więźniów Majdanka z Tyśmienicy.
Te wspomnienia powracają właśnie w związku z rocznicą tragicznych wydarzeń.
Bolesław Musiej: "Byłem więźniem Majdanka pod numerem19999. W dniu 19 czerwca 1943 roku o godzinie 5.00 wieś Tyśmienica została okrążona przez hitlerowską żandarmerię. Dokładnie o godzinie 8.00 gestapowcy wjechali do wsi i zaczęli wypędzać ludzi z domostw. Spędzili wszystkich mężczyzn na środek wsi. Spośród 70 mężczyzn zwolnili jednego, a pozostałych zaczęli gnać w kierunku stacji Gródek. W czasie marszu jeden z aresztowanych o nazwisku Gnyp zaczął uciekać. Próba ta skończyła się tragicznie ponieważ dostał w plecy śmiertelne kule z karabinu maszynowego. Miało to być ostrzeżenie, że każde oddalenie się od kolumny skończy się dla każdego tragicznie. Do obozu męczeństwa i śmierci dotarliśmy około 23.00. Byliśmy wzięci jako zakładnicy za udzielanie pomocy partyzantom. Wyżywienie było głodowe. Jeśli ktoś zachorował, to poszedł na zastrzyk i wykończył się. Okropne były kary chłosty i inne tortury. Szczególnie siły fizyczne więźniów niszczyły apele, które w trakcie fatalnej pogody trwały długo. Na apelu musiał stanąć żywy i umarły. Oczywiście zmarłych musieliśmy wynosić z baraków, bo Niemcy dokładnie liczyli i stan musiał się zgadzać. Za wszelkie próby ucieczki publicznie wieszano na apelach. Na terenie obozu był basen, do którego wylewano wszelkie brudy i nieczystości z ubikacji. Zdarzało się, że głodny więzień urwał cebulę lub malinę w ogrodzie. Zaraz wrzucano go do brudnego basenu i pływał w tym gnoju, a Niemcy śmiali się."
Stanisław Doroszewski: ,,W czasie pobytu w obozie każdego z nas bili Niemcy i pytali: Gdzie są bandyci?”
Antoni Wójcik: "Niemcy obiecywali, że puszczą do domu tych, którzy powiedzą, gdzie ukrywają się partyzanci. Nikt z nas nie zdradził tajemnicy.”
Feliks Tkaczyk: ,,Przebywałem na polu IV. W obrębie obozu ciągle było słychać jęki i krzyki, gdyż esesmani okrutnie torturowali więźniów.”
Stanisław Jaszczuk: "W lutym 1943 r. zostałem zmuszony do pracy w junakach. W dniu 3 maja 1943 r. w grupie 16 mężczyzn idąc do pracy zaśpiewaliśmy hymn państwowy. W pewnym momencie wyskoczyli z bramy gestapowcy, skatowali nas za śpiewanie hymnu i przewieźli do więzienia na Zamku. Przez trzy dni bili i wyzywali nas Niemcy. W dniu 17 czerwca 1943 r. zostaliśmy przewiezieni na Majdanek. Umieszczono nas w baraku nr 13, na polu III. Ja otrzymałem nr 19189 i ubranie z wymalowanym znakiem ,, KL” tzn. karny lagier. Tu esesmani mówili do nas po polsku: - Na wolność wyjdziecie przez komin krematorium. Dzięki staraniom rodziców zwolniono mnie z obozu 26.07.1943 roku i z powrotem zabrano na roboty w junakach”.
Aleksander Karaś: "Za udzielanie pomocy i schronienia partyzantom i działalność konspiracyjną – polityczną żandarmeria niemiecka aresztowała ośmiu mężczyzn z kolonii Tyśmienica, których przewieziono i osadzona w obozie zagłady na Majdanku. Umieszczono nas na ,, polu śmierci” (III pole), gdzie na skutek zmasakrowania przez esesmańskich oprawców zmarli: Fiutka Jan, jego synowie Albin i Jan, Barański Stanisław i mój ojciec Karaś Michał. Cała ta piątka oddanych bez reszty patriotów zmarła śmiercią męczeńską. Pamięć o nich winna być trwała wśród następujących po sobie, kolejnych pokoleń mieszkańców kolonii i wsi Tyśmienica. Pozostali : Kobłyt Jan, Drabik Piotr i ja Aleksander Karaś mieliśmy wyjątkowe szczęście i wyszliśmy na wolność na wpół żywi z wycieńczenia, po utracie połowy swojej wagi i przeżyciu ponurej tragedii tamtych dni. Przekazując te okrutne wspomnienia chcę spłacić Panu Bogu dług wdzięczności za ocalenie mnie oraz oddać ostatnią posługę współtowarzyszom niedoli, którym odebrano życie”.