Najpierw ponad 100, a obecnie już około 300 funkcjonariuszy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej bierze udział w akcji przeciwpowodziowej na Lubelszczyźnie. Operują w okolicy Puław, Opola Lubelskiego i Kraśnika.
Strażnicy zabrali ze sobą swój sprzęt. Do dyspozycji mają kilkanaście pojazdów terenowych i sześć łodzi patrolowych. W akcji przeciwpowodziowej bierze udział także ich samolot patrolowy Wilga oraz śmigłowiec, wykorzystywany do ewakuowania ludzi. Charakterystycznie, że w Sandomierzu powodzianie pozwalali się desantować z dachów, a w gminie Wilków już nie.
– Nie obeszło się bez strat – przyznaje płk Marian Pogoda, komendant NOSG, który towarzyszył swoim podwładnym w gminie Wilków. – W czasie akcji niespodziewanie rwąca woda zepchnęła z drogi dwa nasze land-rovery. Jednego z nich do tej pory nie udało się wydobyć z rozlewiska. Na szczęście nasi funkcjonariusze wyszli z tego zdarzenia bez szwanku.
W tym przypadku napór wody był tak silny, że kierowca jednej z dwóch porwanych przez wodę terenówek nie był w stanie otworzyć drzwi. Gdyby nie to, że w pobliżu była amfibia z ratownikami, nie wiadomo, jakby się to dla niego skończyło.
Dużo szczęścia, ale przede wszystkim refleks mieli także strażnicy, którzy łodzią patrolowali rozlewisko. Kiedy nadeszła fala w ostatniej chwili zdążyli przywiązać swoją łódź do drzewa. W przeciwnym razie prawdopodobnie nie byliby w stanie nad nią zapanować.
W czasie akcji były też i sympatyczne momenty. – Spotykaliśmy się z ogromną wdzięcznością ze strony powodzian, w tym także... czworonożnych. Na przykład wyciągnęliśmy z wody cztery psy. Do tej pory te zwierzęta na krok nie chcą odstąpić swoich nowych panów. Wygląda na to, że ich wybawcy będą musieli wrócić z nimi do Chełma.
Za sprawą telewizji całą Polska mogła zobaczyć, jak jeden ze strażników własną czapką wygarnął z wody płynącego ostatkiem sił krecika. Wypuścił go w miejscu, gdzie nic mu już nie zagrażało.