Urząd Gminy we Włodawie już drugi raz domaga się od Stanisława Kryjaka, aby zapłacił... zero złotych podatku.
Na dodatek od ziemi, której jego rodzina nie ma już od 8 lat. Żeby podatnikowi było łatwiej, gmina poszła mu na rękę i rozłożyła zero
złotych i zero groszy na cztery, kwartalne raty
Wszystko zaczęło się w 1995 roku. Syn Kryjaka kupił wtedy kawałek ziemi nad jeziorem Glinki. Zamierzał postawić tam domek letniskowy, ale zrezygnował. Rok później sprzedał grunt i wyprowadził się z domu ojca. Wszyscy zapomnieli o sprawie. Ale ponad rok temu, w styczniu, Kryjak-senior otrzymał z gminy pismo adresowane do syna i do niego. Gmina domagała się zero złotych i zero groszy podatku rolnego. - Nie zastanawiałam się wtedy nad tym i po prostu wyrzuciłem kwit - mówi Kryjak. - Ale minął rok i właśnie dostałem drugi, identyczny nakaz. Znowu mam zapłacić zero złotych podatku!
Dla Andrzeja Kratiuka, zastępcy wójta gminy Włodawa, sprawa jest jasna. - To pomyłka. Takie rzeczy się zdarzają. Tylko ten, kto nie pracuje, nie popełnia błędów.
Ile taka pomyłka kosztuje urząd? - 3,2 zł jeśli wysyłamy druk pocztą. Jeśli przez pracownika, tak jak było w tym przypadku, złotówkę. Tyle kosztuje doręczenie dokumentu do adresata. Nie chciałbym jednak, aby posądzono nas o niegospodarność. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać.
O tym, że wysłanie zerowego nakazu było pomyłką, jest przekonana także pracownica działu podatkowego urzędu. - Program komputerowy działa w ten sposób, że ujmuje wszystkich podatników. Również tych, którzy już nie mają ziemi - wyjaśnia. - Dopiero po wydrukowaniu przeglądamy nakazy podatkowe i przekazujemy wójtowi do podpisu. Przy ponad dziewięciu tysiącach druków pomyłka może się zdarzyć.
Dlaczego urząd przypomniał sobie o ziemi po tylu latach? Na to pytanie nie dostaliśmy już odpowiedzi. Zastępca wójta obiecał jednak, że osobiście zajmie się sprawą i w przyszłym roku Kryjak na pewno już zerowego nakazu nie otrzyma. Joanna Sadowska
• Komentarz - strona 2