Groźna banda zastawiła na drodze pułapkę, żeby kraść samochody. Wpadł w nią mieszkaniec powiatu łęczyńskiego. Stracił zęby i auto. Bandyci pozostają bezkarni.
Pan Wojciech wyjrzał ze swojego opla areny i zapytał co się stało. Wtedy jeden z mężczyzn chwycił uchylone drzwi i z całej siły szarpnął. Kierowca wypadł z samochodu. Drugi uderzył go w tył głowy butelką. Potem z ukrycia wyszło dwóch innych. Nie było szans na ucieczkę.
- Jeden z napastników kopnął mnie w twarz. Straciłem kilka zębów. I samochód wart 13 tysięcy - wspomina Krzysiak.
Kierowca nie miał przy sobie telefonu. Pieszo dotarł do najbliższego sklepu, gdzie spotkał znajomych. Od nich zadzwonił na policję. - Mężczyzna podał za mało informacji, aby zarządzić blokadę drogi - tłumaczy Sławomir Cielniak z Komendy Powiatowej Policji w Łęcznej. - Prawdopodobnie był w takim szoku, że nie pamiętał nawet numeru rejestracyjnego swojego samochodu.
Kierowca liczył, że policja zwróci się z apelem do mediów o zgłaszanie się świadków, bo to by pomogło odnaleźć auto. Nie zrobiła tego, więc sam przyszedł do redakcji i poprosił o pomoc. Wyznaczył nagrodę - 2 tysiące złotych dla tego, kto poda skuteczną informację. - Zapłacę, jeśli ktoś pomoże mi znaleźć moje auto - mówi.
Ustaliliśmy, że nie tylko on natknął się na szajkę. - Jechałem tamtędy busem po córkę. Z daleka na drodze zobaczyłem światła awaryjne - mówi pan Tomasz (nazwisko do wiadomości redakcji). - Potem zauważyłem ciemne kombi. Mężczyźni, którzy stali obok usiłowali mnie zatrzymać. Tylko zwolniłem. Bo ich było czterech. Pomyślałem, że w drodze powrotnej zapytam co się stało. Ale kiedy wracałem już ich nie było.
Co teraz w tej sprawie robi policja? - Prowadzimy śledztwo, przesłuchujemy kolejnych świadków, którzy twierdzą, że widzieli zrabowany samochód jadący w kierunku Lublina - tłumaczy Cielniak.