Ludzie sądzą, że urodzone tej wiosny zwierzęta nie przeżyją chłodów, więc wyłapują je i odnoszą do klinik weterynaryjnych i organizacji zajmujących się ochroną zwierząt. W ubiegłym tygodniu do Fundacji Lubelska Straż Ochrony Zwierząt trafiły małe kaczki.
Nieco później pojawiły się też młode wiewiórki. Pojawiają się już także telefony od osób, które pytają, co zrobić z napotkanymi jeżami. Natomiast w poprzednich latach do fundacji trafiały też m.in. młode zające, bociany i sarny. Wiele osób zabiera zwierzęta tylko dlatego, że w pobliżu nie widać dorosłych osobników.
– Zdarza się, że matka odchodzi od młodych, żeby nie wabić do nich drapieżników i po pewnym czasie wraca.
To naturalne – przypomina Lipianin-Białogrzywy. – Dlatego nie powinno się zabierać młodych zwierząt, jeśli nie widać wyraźnie, że są chore. To dla nich duży stres. Niektóre młode bardzo trudno jest potem sztucznie wykarmić.
Należy też pomyśleć o własnym bezpieczeństwie. – Jeśli dzikie zwierze pozwala do siebie podejść, to może oznaczać, że jest chore – ostrzega Lipianin-Białogrzywy.
– Niektóre choroby zagrażają ludziom, ale nawet zwykłe ugryzienie wiewiórki bywa bardzo nieprzyjemne.
Zawsze, kiedy widzimy chore zwierze lub młode, którym chcemy pomóc, powinniśmy skontaktować się ze Strażą Miejską albo z organizacjami prozwierzęcymi.
Warto również pamiętać, że prywatne osoby nie mogą trzymać w domu dzikich zwierząt. Żeby im pomagać, trzeba założyć np. ośrodek rehabilitacji.