Pracownicy kopalni Bogdanka zapowiadają na najbliższy poniedziałek demonstrację w centrum Lublina. Nie godzą się, by w planowanej przez rząd konsolidacji ucierpiała ich firma. Twierdzą, że są gotowi na wszystko.
Początek o godz. 8 na placu Litewskim. Następnie przemarsz przed Urząd Wojewódzki i tam wręczenie wojewodzie petycji protestacyjnej.
Zapowiedź demonstracji to wynik fiaska poniedziałkowych rozmów związkowców z 11 parlamentarzystami Lubelszczyzny. - Raz po raz rządzący rzucają w naszą kopalnię błotem - grzmiał Marian Łupikasza, przewodniczący Związku Zawodowego "Kadra” z Bogdanki. - Kontrola NIK, odwołanie dwóch członków zarządu, próba odwołania prezesa Stachowicza, wprowadzenia do kopalni ludzi ministra... To nic innego jak kolejne kęsy błota i manifestacja siły wobec związkowców. A my chcemy, aby konsolidacja z grupą Enes i Elektrownią "Kozienice” została przeprowadzona bez pokrzywdzenia kopalni i naszego regionu.
W poniedziałek górnicy po raz kolejny podjęli próbę rozmów z politykami o przyszłości kopalni. Próbę, która po wystąpieniach parlamentarzystów PiS doprowadziła do konfrontacji. Związkowcy poczuli się szczególnie urażeni wypowiedzią posła Krzysztofa Michałkiewicza. Ubolewał on nad losem pracowników grupy Enea, którzy pójdą na bruk, jeśli nie będzie konsolidacji. - Z Bogdanki 2 tysiące osób poszło na bruk w latach 90. i nikt nad nimi nie płakał! - odbili piłeczkę górnicy. - Nie chcemy być chłopcem do bicia, który ratuje nieudaczników. Pieniądze zarabiane na Lubelszczyźnie powinny tutaj pozostać - dodał Alfred Bondyra, przewodniczący "Solidarności” w Bogdance.
Związkowcy są zdegustowani po spotkaniu. - Posłowie PiS wypadli trochę jak rzecznicy rządu. Mówili o odpowiedzialności za kraj, o bezpieczeństwie energetycznym. Ale nie mówili, co z konsolidacji wyniknie dla naszej kopalni - ocenia Bogusław Szmuc, przewodniczący Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego.