Dwa z trzech skontrolowanych dziś rano podmiejskich busów musiało zjechać z trasy. Z jednego ciekł olej, drugi miał nieważny dowód.
- Boję się nimi jeździć, ale nie ma alternatywy - dodaje Anna Wolska z Lublina.
Wspólnie z inspektorami transportu drogowego wybraliśmy się dziś na kontrolę. Cel: busy jeżdżące na trasie Lublin -Biłgoraj.
- Najpierw namierzamy bus, przyglądamy się ilu ludzi przewozi, jak jedzie, czy zatrzymuje się na przystankach? Kontroli dokonamy na przystanku końcowym, przy dworcu PKP, aby nie komplikować życia podróżnym - mówi inspektor Sławomir Sałyga.
- Ludziom trudno odmówić. Przeważnie liczymy, ale czasami pasażerowie są natrętni. A to, że się auto się psuje, to normalne - tłumaczy kierowca, który nie chce ujawnić swoich personaliów. - Szef da mi burę - tłumaczy się.
Kolejny bus. Tym razem z prywatnej linii Grzegorza Borkowskiego, obsługujące trasę Lublin - Zakrzówek. Wszystko w porządku poza jednym szczegółem. Termin badań technicznych minął w grudniu 2007 roku.
- Wsiada się i nie patrzy w dowód - tłumaczy się Mariusz Woźny, kierowca busa.
Są też i dobre kontrole. Do autobusu firmy Danmax, obsługującego trasę Lublin - Biłgoraj, inspektorzy nie mieli żadnego zarzutu. - Czas pracy kierowcy, stan techniczny bez zarzutu. Im bardziej dochodowa trasa, tym lepszy sprzęt - kwituje inspektor Sałyga.