W jeden rok polskie pociągi spóźniły się o prawie sześć lat – dowiadujemy się z najnowszego raportu o stanie kolei. W podróży nadal trudno o klimatyzację lub internet, często wożą nas stare wagony, a w Lubelskiem z roku na rok kolej traci pasażerów
Najmniej punktualne były w zeszłym roku pociągi dalekobieżne PKP Intercity. Prawie co czwarty dotarł do celu po czasie. W przypadku Przewozów Regionalnych spóźnionych było 9 proc. kursów.
Takie dane znalazły się w najnowszym raporcie rocznym Urzędu Transportu Kolejowego (UTK). Dowiadujemy się stąd, że wszystkie składy pasażerskie w Polsce (przewoźników jest kilkunastu) spóźniły się w zeszłym roku o ponad 50 tys. godzin, czyli 2083 dni, a więc niemal 6 lat.
Co ciekawe, UTK uznał to za... postęp, bo suma opóźnień zmalała o ponad 1,5 miesiąca względem tej z roku 2015.
Daleko w tyle
– W ubiegłym roku powody do zadowolenia mieli przede wszystkim przewoźnicy pasażerscy – stwierdza we wstępie do raportu Ignacy Góra, prezes Urzędu Transportu Kolejowego i zwraca uwagę na to, że w skali kraju pasażerów kolei przybyło.
Mimo to Polska mocno odstaje od Europy jeśli chodzi o popularność kolei. Statystyczny Niemiec wsiadał w zeszłym roku w pociąg 35 razy, Brytyjczyk 27, Węgier 14 razy, zaś Szwajcar aż 56 razy. Tymczasem przeciętny Polak jedzie koleją tylko 8 razy w roku.
Ale nawet do tej średniej krajowej daleko nam w Lubelskiem. Na jednego mieszkańca regionu przypadało w zeszłym roku zaledwie 2,3 przejazdu pociągiem. Spadek jest zauważalny – jeszcze cztery lata temu były to 3 przejazdy rocznie.
Przez cały rok polskie koleje przewiozły 292 miliony pasażerów, z czego w Lubelskiem odprawiono jedynie 4,9 mln. To jeden z najsłabszych wyników. Najgorsze było Podlaskie, gdzie w pociągi wsiadło 1,7 mln pasażerów.
Prym wiedzie Mazowieckie (101 mln), Pomorskie (53,7 mln) i Wielopolskie (28,5 mln). Ich wyniki biorą się nie tylko z tego, że Warszawa to stolica z Dworcem Centralnym i największym rynkiem pracy, Pomorskie leży nad morzem, a Poznań jest ładny. Chodzi tu głównie o sieć linii kolejowych, która w Lubelskiem jest słabo rozwinięta.
Czym nas wożą
Do podróży nie zachęca też stan polskich pociągów. – Znaczna część taboru pasażerskiego nadal nie jest dostosowana do wymagań klienta. Szczególnie widoczny jest brak oczekiwanego wyposażenia w konwencjonalnych wagonach – pisze UTK w swym raporcie. – Wśród udogodnień, których istnienie wydaje się szczególnie istotne, znajduje się klimatyzacja, system toalet, dostęp do internetu czy miejsca dla rowerów.
W klimatyzację wyposażony jest zaledwie co piąty ze „zwykłych” wagonów z przedziałami, choć w Lubelskiem jakoś tego nie widać. Podobnie jak nie widać tego, że co dziesiąty wagon ma internet. Podkreślmy: mowa o standardowych wagonach ciągniętych przez lokomotywę, nie zaś o pociągach typu Dart, czy Pendolino, bo te wyposażone są lepiej. Jednak ani Pendolino, ani Dart do Lublina już nie docierają.
Wyjeżdżając z Lublina najłatwiej trafić na klimatyzację w pociągach regionalnych. – Do Zamościa, Rzeszowa, Stalowej Woli i Parczewa – wylicza Zofia Dziewulska z Lubelskiego Oddziału Przewozów Regionalnych. Spółka nie daje jednak gwarancji, że w każdym z tych szynobusów jest klimatyzacja.