Przestępców nie dogonią, bo nie mają kondycji, a tak w ogóle to straż miejska w Lublinie zajmuje się przede wszystkim złym parkowaniem. Z kolei w Zamościu przestrzeganiem prawa zajmował się strażnik... karany sądownie - takie wnioski może wyciągnąć czytelnik raportu NIK dotyczącego funkcjonowania straży miejskich na Lubelszczyźnie.
- Nie ma żadnego wymogu, żeby organizować zajęcia kondycyjne dla strażników - odpowiada Ireneusz Hajczuk, komendant straży miejskiej w Lublinie. - Oni sami mają dbać o swoją kondycje. A od zajęć odstąpiono, ponieważ za dużo kosztowały odszkodowania dla poszkodowanych strażników. Także zarzuty dotyczące złej dokumentacji to bzdura. Brakowało tylko zasad dokumentowania czynności służbowych, co do reszty to nie ma żadnych przepisów wykonawczych, mówiących, że mamy obowiązek wypełniania dokumentów.
Kolejne zarzuty dotyczyły nadmiernej koncentracji na mandatach za parkowanie. - Mandaty za wykroczenia w ruchu drogowym stanowią około 30 proc. wszystkich mandatów - mówi Ireneusz Hajczuk. - To po prostu najbardziej widać, a zapomina się o innych naszych działaniach. Osobiście za słuszny uważam tylko zarzut o braku zasad dokumentowania.
Przed kandydatami ubiegającymi się o przyjęcie do Straży Miejskiej stoją konkretne wymagania. Podstawowym warunkiem jest niekaralność oraz ukończony 21 rok życia. Tymczasem, zdaniem NIK, w Zamościu obydwa były złamane.
- Mężczyzna, który starał się o przyjęcie do pracy, dostarczył zaświadczenie z Centralnego Rejestru Skazanych, w myśl którego był ''czysty'' - wyjaśnia Wiesław Gramatyka, komendant Straży Miejskiej w Zamościu. - Przyjęliśmy go na trzymiesięczny okres próbny. Gdy okazało się, że ukrył przed nami fakt, iż ciąży na nim wyrok w zawieszeniu, natychmiast został zwolniony, na tydzień przed upływem okresu próbnego. Następną sprawę nazwać można zwykłym przeoczeniem. Rzeczywiście w maju przyjęliśmy do pracy chłopaka po wojsku. 21 lat skończył dwa miesiące później.