Prokuratura uważa, że odpowiedzialność za doprowadzenie do eksplozji ponosi kierownik zakładu podpułkownik Jan P., oraz szefowie wydziału produkcji i technicznego major Ryszard M. i major Marek M.
- Niedopełnienie obowiązków polegało na dopuszczeniu do wykręcania części pocisku w strefie zagrożenia wybuchem, w której znajdowali się ludzie - mówi podpułkownik Przemysław Dudzik, szef Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Lublinie. - Powinno się to odbywać w specjalnych komorach i być wykonywane automatycznie.
Prokuratura zarzuciła wojskowym nieumyślne doprowadzenie do eksplozji i spowodowanie śmierci. Jeden z nich sam został poważnie ranny podczas wybuchu. Wszyscy odmówili składania wyjaśnień.
Wyprodukowany w latach 50. pocisk wybuchł, gdy pracownicy bazy amunicji wykręcali jego górną część, tzw. wkrętkę głowicową. Specjaliści Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia w Zielonce, którzy zbadali przyczyny eksplozji, nie stwierdzili, żeby czynności te były wykonywane nieprawidłowo. Do eksplozji doszło, bo na gwincie znajdował się trotyl, od którego zapalił się stary i zanieczyszczony materiał wybuchowy z pozostałej części pocisku.(er)