Ani jednego legalnego zabiegu przerwania ciąży nie było w ubiegłym roku w naszym województwie. Lekarze boją się usuwać ciąże, a nawet o tym mówić.
Kobieta ma prawo do legalnej aborcji jeśli ciąża zagraża jej zdrowiu lub życiu, jeżeli płód ma nieodwracalne wady i jeżeli ciąża jest wynikiem gwałtu. - W ubiegłym roku nie dokonano ani jednego zabiegu przerwania ciąży w naszym województwie - powiedziała nam Beata Bownik z Lubelskiego Centrum Zdrowia Publicznego.
Prof. Jan Oleszczuk, konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa mówi, że nie ma takiej potrzeby. - Wskazań ze względu na chorobę ciężarnej jest bardzo mało. Może jedno na 20 tys. porodów - szacuje. - A sposobem na przeciwdziałanie wadom płodu nie powinna być aborcja, lecz podawanie kobietom kwasu foliowego.
Tymczasem Wanda Nowicka, prezes Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny twierdzi, że dzwonią do niej kobiety z Lubelszczyzny, które mają problemy z wyegzekwowaniem prawa do legalnego przerwania ciąży. - Zapotrzebowanie na aborcję jest. Kobiety padają ofiarami gwałtów, mają problemy zdrowotne - zapewnia. - Wasz konsultant wojewódzki jest znanym przeciwnikiem aborcji, co ma przełożenie na szpitale.
Ostatni taki przypadek na Lubelszczyźnie zanotowano w 2004 roku. Ciążę przerwali lekarze ze szpitala we Włodawie, ponieważ pacjentka była chora na raka. Rok później wojewoda lubelski rozesłał do starostów i dyrektorów szpitali apel o przestrzeganie praw kobiet do ustawowego przerywania ciąży. Wtedy rządziła lewica. Teraz sytuacja zmieniała się. Cześć rządu (LPR) chce gwarancji konstytucyjnych dla zakazu aborcji.
Lubelski ginekolog z 25-letnim stażem pracy rozmawia pod warunkiem zachowania anonimowości. - Nagonka na lekarzy, często w wykonaniu członków rządu, jest obrzydliwa. Przeprowadzić zabieg to jak wystawić się do odstrzału - mówi.