Ponad 700 osób, które straciły dobytek w ubiegłorocznej powodzi, pracuje na zalanych terenach. Porządkują swoje gospodarstwa, wycinają drzewa, odbudowują wały. Dostają za to na rękę nawet 1900 zł miesięcznie.
Mężczyzna podczas ostatniej powodzi stracił część dobytku. – Łazienka nie jest skończona, w spiżarni grzyb, a ściany w ogóle nie schną. Nic dalej nie można robić, a to tylko część prac w domu. Podczas powodzi woda sięgała prawie dwóch metrów. Jedną stodołę będę musiał rozebrać, a obora czeka na generalny remont.
W podobnej sytuacji są również inni mieszkańcy wsi. Straty dotyczą także upraw. – Woda zalała mi jakieś 5,5 ha upraw, w tym ponad 2 ha sadu – wylicza Grzegorz Jasiński. – Miałem maliny, jabłonie, śliwki. Wszystko nadaje się tylko do wyrwania.
Mieszkańcy Świeciechowa Dużego znaleźli się w grupie 80 osób z gminy Annopol, które od połowy kwietnia zostaną zatrudnione w ramach robót publicznych. – Prace będą polegały na usuwaniu skutków powodzi w gospodarstwach tych osób i na terenie gminy – informuje Agnieszka Romańska z Urzędu Miejskiego w Annopolu. – Będą m.in. udrażniać rowy melioracyjne.
Programem objęte są osoby prowadzące gospodarstwo rolne o powierzchni powyżej 2 hektarów. – Płacą składki do KRUS i straty w wyniku powodzi w ich gospodarstwie przekroczyły 30 procent – wylicza Andrzej Tybulczuk, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kraśniku. – Rolnicy będą otrzymywać miesięcznie na rękę ok. 1,9 tys. zł.
Od początku marca podobne prace wykonują już mieszkańcy gmin: Łaziska i Wilków. – U nas pracuje ok. 400 osób – mówi Grzegorz Teresiński, wójt Wilkowa. – Większość u siebie w sadach, część na wałach przeciwpowodziowych i w Urzędzie Gminy.
Zatrudnieni w tym programie otrzymują ok. 1200–1300 zł miesięcznie na rękę.
Mieszkańcy zalanych terenów powódź wspominają jak koszmar. – To było jedno wielkie morze – opisuje Janina Przywara ze Świeciechowa Dużego. – Cały dół domu był zalany. – 73 lata przeżyłem, ale takiej wody nie widziałem – dodaje jej mąż Czesław. – W 1948 roku była też powódź, ale woda do domu nie doszła.
Ich synowa po raz drugi weźmie udział w programie. – Zawoziłam próbki ziemi do badań. Nie jest tak źle, może coś się tutaj urodzi – mówi Dorota Przywara. – Trzeba przecież coś posadzić, bo z czegoś trzeba żyć.