Trzeba będzie szukać nowych rynków zbytu - mówią zgodnie producenci żywności z województwa lubelskiego. A będzie to trudne. Rosja zamyka granice na warzywa, owoce, mięso i nabiał z wszystkich krajów UE i Ameryki Północnej
- Ta informacja nie oznacza dla nas nic dobrego - komentuje Grzegorz Kapusta, wiceprezes Spółdzielni Mleczarskiej Ryki. - Do tego kraju eksportujemy 10 proc. naszych serów. Miesięcznie to ok. 150 ton. Ostatnio zainwestowaliśmy nawet w specjalną folię do pakowania produktów wysyłanych do Rosji. Współpraca rozwijała się, odnotowaliśmy 30 proc. przyrost zamówień w stosunku do ubiegłego roku - załamuje ręce wiceprezes SM Ryki.
Trudne czasy czekają też zakłady mięsne.
- Na pewno to odczujemy - wskazuje Justyna Niemczuk, dyrektor handlowy Zakładów Mięsnych Łmeat Łuków. - Tym razem zakaz dotyczy wołowiny, bo wieprzowiny nie można wwozić od lutego. W sumie chodzi o nawet 50 proc. naszego eksportu.
Sytuacja jest niepokojąca także z innego powodu. - Zakaz dotyczy szerokiego rynku eksporterów. Wszyscy będziemy musieli znaleźć sobie inne rynki zbytu. W tej sytuacji będzie to bardzo trudne - martwi się Niemczuk.
Spać spokojnie mogą jedynie producenci, którzy od lat celują w polskie rynki. - Na razie nie odczuwamy żadnych strat - mówi Zbigniew Chołyk, prezes Zrzeszenia Producentów Owoców "Stryjno-Sad” w Kawęczynie w powiecie świdnickim.
Grupa liczy ponad 90 producentów owoców z całego naszego województwa, a także z sadowniczych rejonów Wilgi, Warki i Sandomierza.
- 2/3 naszej produkcji sprzedajemy do sieci krajowych. Na rynku owocowym działamy od kilkunastu lat, wypracowaliśmy sobie dobrą pozycję. Mam nadzieję, że uda się ją utrzymać - mówi Chołyk. - Sporo wysyłamy do Skandynawii i innych części Europy. O paru lat sprzedajemy też owoce do Libii, Jordanii i Algierii. Do Rosji wysyłaliśmy tylko 5 proc. naszej produkcji, ok. 250 ton rocznie.
Łatwo to będzie odrobić na krajowym rynku, bo ostatnio zamówienia trafiające do "Stryjno-Sad” są wyższe. - Nie wiem na ile to zasługa akcji "Jedz jabłka”, ale sieci krajowe zamawiają o jakieś 30-40 proc. tych owoców - mówi Chołyk.
W ogólnopolską akcję "Jedz jabłka, nie daj się Putinowi” włączają się też samorządowcy. Wójtowie trzech podlaskich gmin - Komarówka Podlaska, Drelów i Wohyń podjęli wspólną owocową inicjatywę.
- Chcemy kupić ok. 5 ton jabłek od lokalnych sadowników. Owoce będą składowane w przechowalni, a następnie rozdawane w szkołach i przedszkolach w ramach programu dożywiania - tłumaczy Stanisław Jóźwik, wójt gminy Wohyń.
Będziemy jeszcze negocjować cenę z sadownikami. Ale myślę, że będzie nas to kosztować 6-8 tys. zł.