Już 49 osób utonęło w tym roku w naszym regionie. To więcej niż w całym ubiegłym roku. Przyczyny? Brak wyobraźni, brawura i alkohol.
Tylko do końca sierpnia ratownicy z Lubelszczyzny wyławiali ciała topielców aż 49 razy. - A przecież do końca roku jeszcze cztery miesiące - podkreślają.
Tymczasem w całym 2005 r. w naszym regionie utonęło 39 osób, a rok później 45. Gdzie strażacy musieli interweniować w tym roku najczęściej? - W rzekach, stawach, zalewach, żwirowniach, a nawet w studniach - wylicza rzeczniczka straży. Najwięcej ofiar pochłonęły jednak żwirownie, czyli zalewiska dawnych kopalni albo wyrobisk. - Przecież tam w ogóle nie powinno być ludzi! To miejsca o nieprzewidywalnych prądach, nierównych dnach. Kąpanie się tam to wyraz wielkiej nieodpowiedzialności.
Od lat największe żniwo zbierają zbiorniki wodne z rejonie Puław, Opola Lubelskiego i rzeka Wieprz. Najwięcej utonięć ma miejsce w niedziele i święta. - Wtedy ludzie w jeziorach leczą kaca, a wędkarze jadą na ryby - mówią strażaccy płetwonurkowie wyspecjalizowani w wyciąganiu ciał topielców.
Nieodpowiedzialność jako główną przyczynę utonięć wskazują też ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Żaden zakaz czy nakaz nie zastąpi zdrowego rozsądku - tłumaczy Robert Wawruch, dyrektor WOPR w Lublinie. - Czasem wystarczy trochę pomyśleć, żeby uniknąć tragedii. Zastanowić się, czy dane miejsce jest bezpieczne. Przypomnieć sobie, że po alkoholu nie wolno wchodzić do wody. A wsiadając do łódki nie zapomnieć nałożyć kapoka.
- Wszystko to niby oczywiste, ale ofiar wody z roku na rok jest coraz więcej. Nie pomagają ani apele, ani komunikaty o kolejnych topielcach - zaznacza Wożakowska-Kawska. - Wielu osobom jadącym nad wodę wydaje się, że ich to wszystko nie dotyczy - dodaje Wawruch. - Ci, którzy utonęli w tym roku, też zapewne tak myśleli.