Kilkudziesięciu strażaków, policjanci oraz wojskowy śmigłowiec przez kilka godzin przeszukiwało okolice rzeki Wieprz w gminie Baranów. Szukano motolotniarza, którego upadek z dużej wysokości miało widzieć kilku świadków.
Wypadek niezidentyfikowanego obiektu latającego w niedzielne popołudnie zaobserwowano w okolicach Baranowa w powiecie puławskim. Według dwóch niezależnych świadków, obiekt ten przypominał motolotnię. Informacja o jej możliwym wypadku trafiła do straży pożarnej oraz Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Zgłoszenie służby potraktowały bardzo poważnie. Istniało prawdopodobieństwo, że pilot potrzebuje pomocy. Na miejsce rzucono więc wszystkie siły.
Nadwieprzańskie tereny do wieczora przeczesywali strażacy z PSP, druhowie-ochotnicy z miejscowych jednostek oraz policjanci. Pojawiła się także karetka pogotowia ratunkowego, a wsparcie z powietrza zapewniła załoga śmigłowca dęblińskiej jednostki wojskowej. Poderwany został także samolot lokalnego aeroklubu. Mimo tych starań, paralotni, ani poszkodowanego pilota nie znaleziono. Ok. godz. 19 zakończono poszukiwania.
Nad rzeką policjanci natknęli się na mieszkańca Puław, który miał przy sobie drona (latające urządzenie napędzane kilkoma silnikami wirnikowymi). Przyznał, że używał go o czasie, w którym świadkowie widzieli motolotnię. Zdaniem policji, osoby przekonane, że były świadkami wypadku, tak naprawdę mogły widzieć lądującego pionowo drona. Dowiódł tego przygotowany w tym celu eskperyment. Strażacy przyznają, że podobnych przypadków notują wiele.
– Nazywamy to fałszywym alarmem w dobrej wierze – mówi bryg. Krzysztof Morawski, z-ca komendanta PSP w Puławach. – Spotykamy się z tym dość często. Po raz pierwszy jednak jego przyczyną okazał się dron.
Jego zdaniem, nie było żadnych podstaw do tego, by zgłoszenie o tym wypadku zbagatelizować. Wiarygodność otrzymanej informacji o wypadku motolotni podnosił fakt, że przekazały ją dwie osoby. Jedna z nich, dzwoniąc bezpośrednio do PSP, druga pod numer alarmowy 112.
– Dron jest mało znanym, rzadko spotykanym urządzeniem, więc osobom, które poinformowały o wypadku wydawało się, że widzą spadającą motolotnię – tłumaczy Ireneusz Siudem, psycholog z UMCS. – Człowiek ma tendencję do domykania kształtów, tzn. że jeśli ten dron, choćby tylko częściowo przypominał znane nam urządzenie, mózg może wykreować jej resztę i przez krótką chwilę zobaczymy to, co chcemy.