11 drzew może zniknąć z parkingu między dwoma blokami przy Turkusowej. Ich wycinki chce spółdzielnia mieszkaniowa, której zdaniem robinie zagrażają stojącym pod nimi samochodom. – One nikomu nie zagrażają – twierdzi nasza Czytelniczka
Po jednej stronie stoi jeden blok, naprzeciw niego drugi. Pomiędzy nimi jest plac z betonowej kostki. Na jego środku są dwa rzędy miejsc parkingowych. A między tymi rzędami jest trawnik ze szpalerem 11 robinii akacjowych, powszechnie (choć błędnie) zwanych akacjami.
– Jeżeli zostaną wycięte, zostanie nam betonowy plac – mówi Małgorzata Zachoszcz, mieszkanka osiedla, która dzisiaj może popatrzeć z balkonu na robinie. Jeszcze może, bo spółdzielnia chce wszystkie te drzewa usunąć, co zapowiedziała w ogłoszeniach wywieszonych w klatkach schodowych.
– Zgodnie z przepisami spółdzielnia musi poinformować z miesięcznym wyprzedzeniem o zamiarze składania wniosku o zezwolenie na wycinkę – mówi Stanisław Tuerle, prezes Młodzieżowej Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej „Promyk”.
W ogłoszeniu możemy przeczytać, że drzewa są uszkodzone i „grożą odłamaniem gałęzi oraz uszkodzeniem parkowanych samochodów”.
– Kilkanaście lat temu, gdy w maju spadł śnieg, drzewa zostały porozszczepiane. Myśmy je przykrócili, ale okazuje się, że rozszczepienia są mocno przegnite – twierdzi prezes Tuerle. – Jak takie drzewo uszkodzi samochód, to ja będę winien, jako spółdzielnia. I mieliśmy już parę takich przypadków, że płaciliśmy przez pięć lat podwyższoną składkę na ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej z uwagi na rzekome zaniedbania.
– Ja tego po prostu, po ludzku, nie rozumiem. Jak można wyciąć takie drzewa? Widać, że są porządne. One rosły 20 lat, ktoś je kiedyś tu zaplanował, posadził. Wbrew temu, co głosi prezes, drzewa są w dobrym stanie i nie są dla nikogo zagrożeniem – przekonuje pani Małgorzata, która zaalarmowała nas o sprawie. – W środku miasta, na deptaku rosły takie same robinie i jakoś nikt nie mówił, że komuś spadną na głowie.
– Takie same drzewa posadzono kiedyś na deptaku Krakowskiego Przedmieścia, ale już ich tam nie ma. One się starzeją. Zawsze krótko przycinaliśmy ich korony, ale w zeszłym roku się nie udało, bo mieszkańcy przegonili ekipę – mówi Tuerle. Zapowiada, że w miejscu wyciętych drzew posadzi nowe. – Będziemy to uzgadniali z mieszkańcami. Podejrzewam, że będą to klony kuliste.
– Przecież nowe drzewa będą potrzebowały czasu, żeby urosnąć, a te już są duże – zauważa nasza Czytelniczka, która broni szpaleru robinii. – Są jedyną ozdobą na dużym parkingu naszego osiedla. Dzięki nim widzimy z okien zieleń, a nie tylko wybrukowany plac.
O tym, czy stan drzew rzeczywiście kwalifikuje je do usunięcia, zdecyduje Urząd Miasta Lublin, o ile spółdzielnia, jak deklaruje jej prezes, złoży wniosek o pozwolenie na wycinkę.