- Ona sama, w geście solidarności z innymi nagimi dziewczynami zamalowuje sobie piersi – tłumaczy artysta, który zareagował na fakt zniszczenia jego pracy. Naga kobieta z kładki przy ul. Sowińskiego w Lublinie, którą dla przyzwoitości „ubrano” dostała wsparcie.
Wielu przechodniów mijało ją obojętnie, ktoś się uśmiechnął, ktoś zrobił zdjęcie. Aż w końcu zniknęła. We wrześniu zeszłego roku pisaliśmy, że w Lublinie na miasteczku uniwersyteckim pojawił się nowy street art. Autor używający pseudonimu Żbik umieścił swoją nową pracę, nagą kobietę praktykującą jogę, która sprawiała wrażenie, że unosi się nad ziemią. Tłumaczył wówczas, że od kilku lat maluje nagich bohaterów przy zwykłych czynnościach życiowych – lekturze, myciu zębów, piciu kawy, bo chodzi mu o normalizowanie nagości i jej odseksualizowanie.
Po kilku tygodniach ekspozycji, po jogince został jedynie ślad silikonu, którym praca była przymocowana do jednej z podpór kładki nad ul. Sowińskiego. Żbik, który jest związany z Lublinem, ale nie mieszka w nim na stałe, przed Bożym Narodzeniem wrócił na miasteczko uniwersyteckie z nową pracą. To już nie była spokojna, lewitująca Anna. W jej miejscu pojawiła się bardziej dynamiczna Mirella. Także nago uprawiała jogę, ale została sportretowana w innej asanie.
Tego już nie wytrzymali obrońcy moralności, który czarną farbą zasłonili piersi i podbrzusze kobiety. Na dodatek osoba ingerująca w street art umieściła na ciele joginki napis „art. 258”, który odnosi się do udziału w zorganizowanej grupie i związku przestępczym.
W czwartek Żbik ponownie pojawił się w Lublinie i autorsko skomentował całą sytuację.
- Można to nazwać próbą dialogu i odpowiedzią na zamalowanie mojej pracy, wejściem w interakcję z kimś, komu tak bardzo przeszkadzała nagość. Umieściłem Astrid, kolejną nagą kobietę, która w geście solidarności z zamalowaną Mirellą sama pryska sobie na piersi czarną farbę – mówi Żbik, który wyjaśnia, że używająca farby w sprayu postać to praca, która powstała niecały rok temu, z identycznego powodu i była eksponowana w Zaandam.
- W lutym 2022 umieściłem na murze w holenderskim miasteczku trzy nagie kobiece postacie, które wyglądały jakby tańczyły, trzymając w dłoniach doniczki z monsterami. To była ta sama modelka Amelia, pokazana z trzech perspektyw. Gdy wróciłem trzy godziny po montażu, zobaczyłem, że tańczące są ocenzurowane czarną farbą – wspomina artysta.
O sprawie pisały lokalne media.
Wówczas w odpowiedzi na zniszczenie obrazów – bo jego prace są malowane na płycie, wycinane i umieszczane w przestrzeni miejskiej – namalował Astrid z puszką farby.
Po pewnym czasie czwórka z Zaandam uległa zniszczeniu przez deszcz i wiatr, autor zabrał niektóre elementy i w ten sposób Astrid trafiła na ul. Sowińskiego.
- Wrogowie nagości i legaliści przeciwni street artowi są na Zachodzie i w Polsce, nie ma różnicy. Zwykle spotykam się z przychylnymi reakcjami, ludzie, którzy widzą jak montuję prace wyrażają się pozytywnie, robią zdjęcia. Nie mam pojęcia kto w Holandii zamalował tańczące. Chyba nie wrócił w tamto miejsce, bo dodanie Astrid nie wywołało żadnej reakcji. W Lublinie w kilka godzin po montażu jeszcze była na miejscu i nikt jej nie zniszczył – dodaje Żbik.