Fikcyjne roboty
Jeden z pierwszych lubelskich radiowozów stał w Jastkowie. O 9.30 obok stacji benzynowej przemknął seat na niemieckich numerach. Widok mroził krew w żyłach. - Zauważyłem jednego z porywaczy, który na widok radiowozu przystawił porwanej kobiecie pistolet do głowy - mówi policjant biorący udział w akcji. - Sytuacja była poważna. Wiedzieliśmy, że uciekający są uzbrojeni i w każdej chwili mogą otworzyć ogień. Mieliśmy rozkaz, aby nie używać broni.
Z przodu jechał passat z KMP z Lublina. Za nim seat porywaczy i kilkanaście radiowozów - w tym także nieoznakowane samochody z KGP i CBŚ. Dużo było aut służb operacyjnych z warszawskimi i łódzkimi tablicami rejestracyjnymi.
W Lublinie
Najszczęśliwsza chwila
W Bystrzejowicach bandyci tankowali. Wykorzystała to jedna z zakładniczek. Porywacz nie wyszedł z samochodu. Obserwował trzydziestodziewięcioletnią blondynkę z krótkimi włosami, która wlewała ropę do baku. Potem Niemka uciekła.
- Zachowała się niezwykle rozsądnie - mówi jeden z policjantów. - Przypuszczała, że bandyta nie pociągnie za spust na stacji benzynowej. Mógł się obawiać, że dojdzie do wybuchu i sam zginie.
Sierż. sztab. Waldemar Stępniak, który zajął się kobietą podkreśla, że bardzo martwiła się losem swojej koleżanki. - Co ona przeżyła, kilkanaście godzin w rękach porywaczy - mówi Stępniak. - Kiedy rzuciła mi się na szyję, wiedziałem że to będzie najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Tak to przeżyła, że konieczna była interwencja lekarza. Była w szoku.
Granica bez granic
- Ochraniało go 38 policjantów i 11 radiowozów - mówi nadkom. Bożena Piętak, rzecznik prasowy KMP w Chemie. - Tak ul. Rejowiecka, jak i aleja Przyjaźni należą do najbardziej ruchliwych w mieście. Stawką było wykluczenie ewentualnych kolizji, potrąceń pieszych, czy nieobliczalnych zachowań bandytów.
Przejście w Dorohusku stało przed porywaczami otworem. Dokładnie o godzinie 10.39 kolumna przemknęła przez nie z prędkością około 120 km na godzinę. Funkcjonariusze Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej przygotowywali się na jej "przyjęcie”, kiedy bandyci z zakładniczkami byli jeszcze w centralnej Polsce.
- Wszystko stało się jasne, kiedy dowiedzieliśmy się, że przestępcy za Piaskami nie pojechali prosto w kierunku Zamościa, lecz skręcili do Chełma - mówi kpt. Janusz Koczura, komendant Granicznego Punktu Kontroli w Dorohusku. - Gdyby wybrali drugi wariant, należałoby się ich spodziewać w Hrebennem.
W Dorohusku zawczasu wstrzymano odprawy podróżnych i odsunięto ludzi. Nie mogło być mowy o kolizji, a tym bardziej niekontrolowanym zatrzymaniu samochodu. Zadaniem załogi przejścia było jedynie zapewnienie bandytom i ich eskorcie bezpiecznego przejazdu. Cała kolumna bez przeszkód i z szaleńczą prędkością przejechała przez graniczny most na Ukrainę.