Tylko pół kilometra, ale strasznie męczące – chodzi o fragment niesamowicie dziurawej powiatowej drogi, która krzyżuje się z budową obwodnicy Lublina.
– Im dalej, tym gorzej. Największe dziury są na wysokości, gdzie droga krzyżuje się z budowaną obwodnicą Lublina – mówi Agnieszka Stasiewicz, mieszkanka Świdniczka. – Droga była dziurawa, ale można było jeździć. Prawdziwy dramat zrobił się pod koniec zimy, gdy zaczęto rozbierać domy kolidujące z przebiegiem obwodnicy Lublina. Załadowane gruzem ciężarówki dobiły kiepską drogę. Teraz dziury są olbrzymie. Nie można jeździć i ciągle ktoś sobie niszczy auto – dodaje Stasiewicz.
Mieszkańcy wielokrotnie interweniowali u wójta. W minionym tygodniu doprowadzili do spotkania z władzami gminy.
– Niewiele możemy zrobić, bo ten fragment drogi przejęła firma Dragados, wykonawca tego odcinka obwodnicy. Krążą pisma, ale mamy niewiele argumentów w starciu z dużą firmą drogową. Możemy jedynie wysyłać ponaglenia i negocjować – mówił na spotkaniu Edwin Gortat, wójt gminy Wólka.
– Żądamy szybkich działań, tak nie można żyć. To lokalna droga, po której dzieci na rowerach jeżdżą do szkoły. A ciężarówki drogowców jeżdżą jak szalone. To cud, że nie było jeszcze poważnego wypadku. Jak sytuacja nie poprawi się, to zablokujemy tę drogę – grozili mieszkańcy.
Sprawą zainteresowaliśmy lubelski oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
– Rzeczywiście, droga powiatowa jest w złym stanie. Nie jest to wina firm burzących domy czy wykonawcy tego odcinka obwodnicy. Ten fragment od lat jest dziurawy, a nasze roboty zbytnio mu nie zaszkodziły. Mimo wszystko portugalska firma Dragados zobowiązała się, że już w poniedziałek załata dziury, żeby poprawić sytuację. Zastrzegam jednak, że nie będzie to duży remont, a doraźne łatanie dziur – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik GDDKiA w Lublinie i uprzedza, że mieszkańcy muszą się przygotować, że budowa S17 będzie powodowała utrudnienia.
W planach droga w Świdniczku będzie przerzucona wiaduktem nad S17. Nie ma zatem sensu inwestować w coś, czego za niespełna dwa lata nie będzie – tłumaczy rzecznik.