Już półtora roku trwa walka spółdzielni mieszkaniowej o zgodę na zmianę ocieplenia ścian kilku bloków. Stare elementy mogą runąć na ulicę. Ratusz nie chciał wydać decyzji, sąd właśnie polecił mu to zrobić. Ale ten wyrok może wcale nie zakończyć sporu.
- Nity puszczają, wiatr zrywa blachę i niesie ją dalej. Dobrze, że nikogo nie przecięło w połowie - mówi Jan Gąbka, prezes Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Takie przypadki notowano nie tylko w Lublinie, ale też w wielu innych miastach.
LSM postanowiła pozbyć się wełny z blachą i zastąpić je styropianem i warstwą tynku. Spółdzielnia już we wrześniu 2012 r. wystąpiła do Urzędu Miasta o pozwolenie. Ale go nie dostała. - Wniosek pozostawiliśmy bez rozpatrzenia, bo spółdzielnia nie wykazała nam, że dysponuje nieruchomością na cele budowlane - wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzecznik Ratusza.
- Urzędnicy żądają od nas zgody wszystkich mieszkańców, ale jej uzyskanie jest niemożliwe. Ktoś, kto mieszka w środkowej klatce może uznać, że problem go nie dotyczy. A tymczasem niebezpieczeństwo cały czas istnieje - mówi Gąbka, który poszedł najpierw na skargę do wojewody, a później do sądu. Sprawa otarła się nawet o Warszawę.
- Stosownie do tego wyroku będziemy musieli wydać decyzję - przyznaje Krzyżanowska. Ale nie jest powiedziane, że będzie to decyzja zezwalająca na wymianę ocieplenia ściany. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że bardziej prawdopodobna jest decyzja odmowna.
Budynków, z których LSM chce usunąć blachę jest znacznie więcej. - W skali całej spółdzielni jest ich około 50. Moglibyśmy iść do sądu w sprawie każdego z tych bloków, ale po co? Poszliśmy w sprawie pięciu z nich - mówi prezes. I dodaje, że o sprawie powiadomił też prokuraturę. - To nic innego, niż narażenie ludzi na niebezpieczeństwo utraty zdrowia. Zgłosiłem sprawę prokuraturze, żeby było jasno wskazane, kto nie dopełnił procedur, gdyby stało się coś złego.