Jedni okazali empatię, drudzy mówili "ćpunka". Przebiegiem wizyty chorej na stwardnienie zanikowe boczne (SLA) Anny Walczak w szpitalu przy ul. Herberta w Lublinie zajęli się prokurator i Rzecznik Praw Pacjenta. Stało się tak po naszym tekście
– Nawet ta choroba tak mnie nie upodliła, jak ta sytuacja w szpitalu – mówi ze łzami w oczach Anna Walczak. 40-letnia mieszkanka Świdnika od 7 lat choruje na stwardnienie typu SLA. To postępująca choroba neurologiczna. Powoduje narastające osłabienie mięśni, problemy z mową, chodem i połykaniem. W późniejszych etapach prowadzi do paraliżu, z czasem do śmierci.
Pani Anna obecnie ma niedowład czterokończynowy. Oddycha z pomocą respiratora. Ma też problemy z mową. Mówi cicho, niewyraźnie, z bardzo dużym wysiłkiem.
Jak już opisywaliśmy, 10 października br. ciężko chora kobieta, po wcześniejszej konsultacji z lekarzem, trafiła na izbę przyjęć Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Bożego przy ul. Herberta w Lublinie. Wizyta była konieczna przez komplikacje po założeniu przezskórnej endoskopowej gastrostomii (PEG).
Chora ze szczegółami opowiedziała nam o tym, co ją wówczas spotkało (wcześniej to co się stało znaliśmy z relacji jej rodziny i znajomych). Pani Anna do początku wizyty na izbie nie ma żadnych zastrzeżeń. Lekarz (obcokrajowiec) zbadał ją i skierował na badania. – On mnie słuchał, nachylił się nade mną i próbował zrozumieć – relacjonuje nam pani Anna. Kobieta mówi z trudem, szybko się męczy, ale nie jest tak, że tego, co chce przekazać, nie da się zrozumieć.
– A pielęgniarz (lub sanitariusz – red., plakietkę miał włożoną w kieszeń) nawet nie starał się tego zrobić – zaznacza chora. Kobieta leżała na płasko. W takiej pozycji nie tylko trudniej jest jej mówić, ale też oddychać i przełykać ślinę. – Próbowałam o tym powiedzieć, ale później już nikt mnie nie słuchał – mówi pani Anna. Dodatkowo butla z tlenem znalazła się na bolącym miejscu założenia PEGa. – Próbowałam mówić, ale nie zwracali na mnie uwagi – ubolewa pani Anna.
W pracowni RTG, gdzie pani Anna miała mieć wykonane zdjęcie w miejscu założenia endoskopu, najpierw usłyszała, że ma się przekręcić na bok. Obsługująca aparat kobieta widząc ręce pacjentki dodała: „Co ona ćpa, że taka pokłuta?”.
– Wtedy ten pielęgniarz zaczął się śmiać – mówi ze łzami w oczach pani Anna. – A przecież to są to ślady po wenflonach!
W momencie kiedy mężczyzna zaczął odpinać jej rurkę z tlenem, pani Anna kolejny raz próbowała reagować. – Powiedziałam, że nie oddycham bez tlenu, na co ten mężczyzna odpowiedział, że nie rozumie języka ćpunów – opisuje pani Anna.
Ostatecznie do badania nie doszło. Zaś w karetce, która odwoziła chorą do domu w Świdniku, przytrzaśnięto jej rękę. – Do tej pory nie czuję palca wskazującego – pokazuje chora. Na jej ręce wciąż widoczne są jeszcze siniaki.
– Wszczęliśmy dochodzenie w kierunku narażenia zdrowia lub życia pacjentki – informuje Marcin Kostrzewski, zastępca Prokuratora Rejonowego w Lublinie. – Zabezpieczyliśmy już niezbędną dokumentację. Trwają przesłuchania świadków.
Opisanym przez nas zdarzeniem zainteresował się również Rzecznik Praw Pacjenta, który wszczął postępowanie wyjaśniające. – Ma na celu sprawdzenie, czy w szpitalu przy ul. Zbigniewa Herberta w Lublinie nie zostały naruszone prawa pacjentki – informuje Biuro RPP.
Po informacji od nas wewnętrzne postępowanie wszczął również szpital.