Od gierkowskiej megalomanii, przez upadek PRL, brak pieniędzy na inwestycje w latach 90., po deszcz euro z Unii Europejskiej. Budynek stojący przy skrzyżowaniu ul. Grottgera i Al. Racławickich w Lublinie to symbol historycznych zmian.
Jest ogromny: blisko 30 tysięcy mkw. na siedmiu kondygnacjach. Wzdłuż ścian zewnętrznych rząd betonowych słupów - jest ich 9,5 kilometra. Część trejaży z czasem ma się zazielenić. Większość pnączy już siedzi w ziemi, reszta czeka na swoją kolej w kartonowych pudłach.
Przestrzeń z klasą
Wewnątrz dominuje beton: raz gładki, raz zaskakuje oryginalną fakturą. Sznytu surowym wnętrzom nadają metalowe i szklane detale, drewniane parkiety, czerwona cegła, subtelne oświetlenie. Jakby Teatr wciąż był w Budowie. Takie prawdopodobnie założenie miał projektant Bolesław Stelmach, znany z zamiłowania do naturalnych, wtapiających się w przestrzeń materiałów, a zwłaszcza do betonu (Lubelski Park Naukowo-Technologiczny, galeria handlowa Tarasy Zamkowe).
Powstała przestrzeń z klasą. Oryginalna, ale nie dominująca, która będzie świetnym tłem do tego, co ma się tutaj dziać. A dziać ma się naprawdę dużo.
Działalność federacyjna
„Miejsce przebywania, rozwoju, spotkania, nauki”, „tuba, nadająca większą skalę lubelskim festiwalom”, „chcemy przejąć funkcję Plazy” - tak o swoim pomyśle na Centrum Spotkania Kultur mówił Piotr Franaszek tuż po tym, jak 15-osobowa komisja konkursowa jednogłośnie uznała, że jest na lepszym kandydatem na szefa największej lubelskiej instytucji kulturalnej.
Dyrektor w Urzędzie Marszałkowskim, gdzie odpowiadał za promocję województwa, w fotelu dyrektora CSK zasiadł 1 sierpnia minionego roku. Na swój nowy gabinet musiał jednak poczekać: nie - jak przewidywano - rok, ale prawie dwa lata. Bo data oficjalnego otwarcia jest płynna. Dziś mówi się o połowie 2016 roku. Wtedy CSK ma ruszyć pełną parą.
Roboty na placu budowy się przedłużają, ale koncepcja na funkcjonowanie instytucji się nie zmienia. Jej autorem jest Tomasz Pietrasiewcz, szef Bramy Grodzkiej-Teatru NN. Jak czytamy w materiałach prasowych, ma to być „arena prezentacji sztuki całego świata”, „ambasador uciemiężonej przez lata Europy Środkowo-Wschodniej”, „think-tank poświęcony badaniu relacji międzykulturowych”.
- Myślimy o tym nie tyle jak o instytucji, ale jak o idei - podkreśla Franaszek. - Chcemy prowadzić działalność federacyjną, zapraszać do nas różne instytucje, jak Towarzystwo Lubelskiej Zachęty, Brain Damage Galery.
Aleja (bez) gwiazd
Aleja Kultur - szeroka na 6 metrów, długa na 60 - biegnie przez cały budynek. - To wielopoziomowy kręgosłup instytucji - mówi dyrektor Franaszek.
To tutaj ma bić serce CSK. Tu będą miały swoje siedziby organizacje pozarządowe i koncept story, czyli autorskie sklepiki z założenia oferujące asortyment wyszukany i oryginalny. Tutaj staną infokioski pełniące rolę informacji kulturalnej dla mieszkańców i turystów i punkt obsługi cudzoziemców. Uwagę zwraca ściana z czerwonej cegły dziurawki; namacalny dowód, że budynek stoi „na zgliszczach” Teatru w Budowie.
- Tak, podoba mi się tutaj. Bardzo - przyznaje dyrektor CSK. Ma też teorię na temat tych nietypowych wnętrz. - Ta architektura i surowość obligują do ciągłego działania, bycia cały czas w procesie.
Takiej sceny nie ma nikt
Jest ogromna: prawie 500 mkw. powierzchni z możliwością powiększenia o orkiestrę (5 m). Winda, która tu wjeżdża, też jest imponujących rozmiarów. - Mieści się na niej naczepa tira. A oświetlenie i nagłośnienie jest z najwyższej światowej półki - z dumą podkreśla szef instytucji. - Architekt nawiązał pomysłem wykończenia sali do fortepianu. Czarne błyszczące ściany i czerwone fotele nadają elegancji.
Na widowni mieści się aż tysiąc obitych czerwonym aksamitem foteli. Ale ten ogrom wcale nie przytłacza. - Mimo wielkości ta przestrzeń jest kameralna - podkreśla dyrektor. I ciężko się z nim nie zgodzić.
Olbrzymiej sceny obrotowej, z której miał słynąć Lublin i teatr, który nigdy nie powstał, nie udało się wykorzystać. - Wbiła się w podłoże tak mocno, że była nie do odzyskania - tłumaczy Franaszek. - Wykorzystane zostały jej elementy w roli wystroju wnętrz.
Jedną z kieszeni tego giganta przerobiono na… ściankę wspinaczkową. Będzie mieć 15 wysokości i wszystkie kolory tęczy. O to zadbają zaproszeni do współpracy lubelscy grafficiarze.
Obalić mur, czyli płot
- Wychowałem się cieniu tego płotu - przyznaje Franaszek. - Nie pamiętam czasów, kiedy go nie było. Wielu mieszkańców tak się do niego przyzwyczaiło, że trudno im zrozumieć o czy mówimy zapowiadając „Upadek muru lubelskiego”.
Obskurne ogrodzenie na lata wrosło w krajobraz tej części miasta. Służyło na słup ogłoszeniowy, na którym m.in. Filharmonia Lubelska reklamowała swoje wydarzenia. Robi to zresztą do dziś. Jeszcze w środę wisiały tam bijące po oczach banery anonsujące koncerty Edyty Geppert, Piotra Selina, Hanny Banaszak.
Ten symboliczny mur padnie w niedzielę, 22 listopada, o godz. 17. Wcześniej płotem zajmą się grafficiarze. Do roboty mają się zabrać jeszcze w tym tygodniu.
Płot runie, ludzie wejdą na plac, prezydent miasta odsłoni tablicę, a tancerze zatańczą. Gwoździem niedzielnej imprezy ma być widowisko multimedialne. Na fasadzie budynku wyświetlony zostanie klip opowiadający o przeszłości i przyszłości tego miejsca w kontekście najważniejszych wydarzeń z historii Polski i Europy. Film wyreżyserowali Anna Duda-Gocel z Telewizji Lublin i dyrektor Franaszek.
Nieformalny skatepark
Dostał już nazwę: Plac Teatralny. Uroczystego odsłonięcia tablicy dokona 22 listopada prezydent Lublina Krzysztof Żuk. Od tego momentu ma tętnić życiem.
CSK liczy na to, że na stałe zadomowią się tu lubelscy deskorolkarze. Niewykluczone, że ci sami, którzy pewnego lata zaanimowali plac przed Centrum Kultury. Z myślą o nich zaprojektowano wszystkie meble, które staną na placu. - Będą przystosowane do tego, by po nich jeździć i skakać - podkreśla Franaszek.
A co można robić jak się nie jeździ ani na desce, ani na rolkach? - Siedzieć, czytać, pić kawę, korzystać z wydarzeń artystycznych, dobrze się czuć.
Magnesem, by wejść do środka, mają być wystawy stałe i czasowe, bogaty program zajęć edukacyjnych i warsztatów, ale też oryginalne towary w koncept storach i kilka lokali gastronomicznych. Ma być ich cztery,od kawiarni, przez bistro, po dwie restauracje. Jedna z nich dostanie miejscówkę na dachu.
Łąka na dachu
Dachy są trzy. Wszystkie porośnięte typowymi dla Lubelszczyzny roślinami: gryka, zioła, kwiaty polne, jabłonki. W planach ogród warzywny i warsztaty z ekologicznego ogrodnictwa. Będą też ule. - Różnorodne, prezentujące tradycje pszczelarskie całego świata - tłumaczy Franaszek. - Chcemy w ten sposób zabierać ludzi w podróż po świecie.
Dachy i łączące je szklane galerie mają być dostępne dla zwiedzających. W jakich godzinach? Nie wiadomo. - Jeszcze pracujemy na wyznaczeniem stref - opowiada dyrektor.
Skąd kasa?
Utrzymanie takiego budynku musi kosztować. Dyrektor Franaszek szacuje, że tyle co Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku: ok. 18 mln rocznie. Urząd Marszałkowski, pod który podlega CSK, planuje wydawać na utrzymane instytucji znacznie mniej: 11 mln. Skąd reszta pieniędzy?
- Z parkingu, który miasto przekazało nam w zarządzanie, z concept storów. Szukamy też partnerów, innych źródeł finansowania - mówi Franaszek. - Tym bardziej, że trzeba jeszcze kupić meble, gabloty ekspozycyjne, wyposażyć biura.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to prace budowlane zakończą się jeszcze w tym miesiącu, a cała inwestycja zostanie rozliczona do końca roku. Niedotrzymanie tych terminów grozi utratą unijnej dotacji: 124 mln zł.
- Zdążymy - zapewnia dyrektor.
Pół roku na rozkręcenie
Na razie w CSK pracuje 11 osób, część jeszcze nie widziała swoich nowych biur. Do czasu oddania budynku do użytku urzędują po drugiej stronie ulicy. Docelowo załoga ma liczyć ok. 50 osób: w większości będą to pracownicy administracyjni i techniczni. Konkursy na stanowiska techniczne mają ruszyć lada dzień.
Natomiast po nowym roku CSK chce ogłosić konkurs na projekty mebli i elementów wyposażenia. Ma być skierowany do studentów uczelni artystycznych i designerów. Wyposażanie budynku ma trwać do połowy roku - wtedy zaplanowano wielką galę. Jej program na razie owiany jest tajemnicą. Można się jedynie domyślać patrząc ma listę potencjalnych partnerów CSK.
- Jesteśmy w trakcie rozmów z m.in. z Ars Electronica w Linzu (festiwal sztuki, technologii i społeczności elektronicznej), Kitchen Budapeszt (KIBU, kulturowo-społeczne laboratorium nowych mediów i sieci.), Muzeum Brytyjskim, Teatrem Wielkim-Operą Narodową, Operą Wrocławską, krakowską Mangghą (Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej), szeregiem operatorów rynku muzycznego. Planujemy wspólne przedsięwzięcia, wspólne trasy i koprodukcje - wyliczał wiosną Piotr Franaszek w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.
Jak budować teatr
Forma budynku (wielka scena i widownia) obliguje do tego, by pokazywać tu przede wszystkim opery i widowiska muzyczne. Ale CSK ma tętnić życiem od rana do nocy. Pierwsza szansa by zobaczyć budynek od środka już 23 listopada. CSK zaprasza wtedy na spotkanie z aktorami, reżyserami, właścicielami prywatnych teatrów. O tym „Jak budować teatr” opowie m.in. z Krystyna Janda, Tomasz Karolak, Michał Zadara, Jan Klata, Maciej Nowak. Wstęp wolny, ale trzeba postarać się o jedną z 500 wejściówek. Są one o wzięcia na stoisku informacyjnym CSK w CHR Lublin Plaza.
Ofiara gigantomanii PRL-owskich planistów
W 1974 roku rozpoczyna się budowa Teatru i Filharmonii. Po sąsiedzku z siedzibą Komitetu Wojewódzkiego PZPR ma powstać teatr dramatyczny z widownią na 1270 miejsc i 16-metrową sceną obrotową. Prace - od początku w bardzo ograniczonych zakresie - skończyły się w 1999 roku po ostatniej wpłacie z Ministerstwa Finansów. Z wielkiego gmachu udało się wykończyć jedynie część od strony ulicy Skłodowskiej. Ulokował się tam Teatr Muzyczny i Filharmonia. W 2004 władze województwa próbują sprzedać niedokończony budynek za 10,6 mln zł. Zakupem nieruchomości mieli interesować się trzej lubelscy biznesmeni, m.in. Jarosław Urban i Wiesław Peciak. Do transakcji nie dochodzi, a radni wojewódzcy postanawiają skończyć budowę. Pomysłu na to skąd zdobyć potrzebne miliony, jednak nie mają.
Dwa lata później o pieniądze na dokończenie gmachu i otwarcie opery stara się w ministerstwie kultury Krzysztof Cugowski z Budki Suflera. Słyszy obietnice, ale na tym się kończy. Wtedy na horyzoncie pojawia się realna szansa na unijne miliony. Za 300 tys. zł Elektroprojekt robi projekt Centrum Spotkania Kultur. Architekci zmniejszają foyer i salę widowiskową z ponad tysiąca do 800 miejsc. Planują galerię sztuki współczesnej, salę konferencyjno-kinową i ośrodek dokumentacji. Z zewnątrz budynek ma być wykończony m.in. piaskowcem i szkłem. Koszt budowy szacują na 107,2 mln zł. Projekt nie przypada do gustu członkom Zarządu Województwa. Cugowski nadal zajmuje się sprawą. Staje na czele rady honorowej CSK – „aniołów stróżów” inwestycji.
Na zorganizowanie konkursu ma projekt architektoniczny CSK umawiają się w 2007 roku marszałek województwa Jarosław Zdrojkowski (PiS) i ówczesny lider lubelskiej PO, Janusz Palikot. Fundacja polityka na nagrody dla autorów najlepszych koncepcji wykłada 300 tys. zł. Startuje 49 pracowni z Polski i z zagranicy. Wygrywa pracownia lubelskiego architekta Bolesława Stelmacha.
W 2007 r. planowano, że CSK będzie gotowe w 2010. Potem co kilka lat tę datę przesuwano: na rok 2013, 2015, 2016...
Półtora roku po rozstrzygnięciu konkursu, zarząd województwa zaczyna przebąkiwać o zorganizowaniu nowego. Poszło o pieniądze. Urząd Marszałkowski przewidział na modernizację Teatru Muzycznego i Filharmonii tylko 30 mln zł. Według architekta to o wiele za mało. Dostosowanie obiektów m.in. do unijnych norm przeciwpożarowych musiało kosztować znacznie więcej. (am, rp)