W centrum Chełma – w środku prowadzonych tutaj remontów – Miejski Zespół Zarządzania Kryzysowego zorganizował dziś ćwiczenia. Kierowcy byli wściekli, bo stali w korkach, a sprawcy zamieszania przekonywali, że tak właśnie miało być.
– To już naprawdę przesada – narzeka taksówkarz, pan Tomasz. – W tej sytuacji nieźle się trzeba nagimnastykować, żeby dowieźć pasażera tam, gdzie chce. Już przez miasto przejechać nie sposób, a teraz jeszcze to.
Mało tego, zdezorientowani kierowcy byli przekonani, że na al. Przyjaźni faktycznie doszło do katastrofy.
– Wygląda to strasznie. Karetki, straż pożarna, ten człowiek na noszach... – mówi kierowca toyoty, pani Marlena. – W sumie, dobrze, że nikomu nic się nie stało. Ale czy nie mogliby ćwiczyć na mniej ruchliwej ulicy?
Auta stały w korku sięgającym aż do ronda przy hotelu Kamena. – Co tu się dzieje? Nie dość, że całe miasto rozkopane, to jeszcze coś takiego w środku dnia? – denerwował się Grzegorz Mularczyk, kierowca dostawczego forda.
– Wybór miejsca był starannie przemyślany – zapewnia tymczasem Wojciech Gołębski, p.o. dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego chełmskiego magistratu. – Chodziło o sprawdzenie w praktyce organizacji i skuteczności działań podczas konkretnego zdarzenia na drodze. Dlatego też na miejsce ćwiczeń wybrano drogę wiodącą do przejścia granicznego w Dorohusku, na której występuje duże natężenie ruchu w obu kierunkach. Zależało nam też na tym, aby służby mogły przećwiczyć działania ratownicze w warunkach jak najbardziej odpowiadających realiom prawdziwego wypadku.
W rozmowie z nami dyrektor przeprosił, ale dodał, że tak właśnie miało być. – Aby takie ćwiczenia przyniosły oczekiwany skutek, muszą być przeprowadzane z zaskoczenia i bez uprzedzenia – dodał. – Wierzę, że kierowcy, choć teraz niezadowoleni z utrudnień, woleliby mieć pewność, że ratownicy z naszego miasta są dobrze wyszkoleni i przygotowani na każdą sytuację. A żeby tak było, muszą ćwiczyć.