Czy kanapa z okładki informatora "ZOOM” wygląda jak penis? Radni zdecydowali, że nie będzie dziś takiej dyskusji. Ale i tak temat powrócił "tylnymi drzwiami”.
Dziś Rada Miasta miała wysłuchać informacji prezydenta w sprawie polityki kulturalnej miasta z uwzględnieniem okładek miesięcznika "ZOOM”. Ale większość radnych zdecydowała, że ten punkt zostanie wykreślony z porządku obrad. Z planu sesji wypadł też punkt przeznaczony na zadawanie przez radnych pytań w różnych sprawach. Tym samym w porządku obrad nie pozostał żaden punkt, w którym można by dyskutować o kontrowersyjnych okładkach.
Nie powstrzymało to jednak niektórych radnych przed wywołaniem tematu. Pretekstem stała się dyskusja nad projektem Strategii Rozwoju Miasta do roku 2020. – Co autor miał na myśli? Co jest tematem tej okładki? Czyj to materac i czyje krzesło? Nie chcecie o tym dyskutować? – takie pytania Małgorzata Suchanowska (PiS) kierowała do odpowiedzialnej za kulturę zastępczyni prezydenta, Katarzyny Mieczkowskiej-Czerniak. Nie zważała na apele o trzymanie się tematu debaty. - Pani przyjęła strategię, że pani na tej sali będzie mówiła, co będzie chciała? – strofował Suchanowską przewodniczący Rady Miasta, Piotr Kowalczyk.
– Nie wiem, do kogo należy krzesło i kanapa, ale jeśli pani radna jest tym zainteresowana, możemy ułatwić jej kontakt z artystą – mówi w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim Katarzyna Mieczkowska-Czerniak.
Swoje rady dla zastępczyni prezydenta miał też Dariusz Jezior (PiS), także podczas debaty nad projektem strategii. – Jeżeli mógłbym coś zasugerować, jako starszy kolega, to gdyby pani łaskawie poprosiła o wariantowość okładki "ZOOM-a”, żeby pani dali jakąś widokówkę zabytku, jakiś fresk z katedry, czy kaplicy zamkowej – proponował Jezior i doradzał, żeby spojrzała na te propozycje i wskazała jedną z nich. – Nie planujemy zewnętrznej ingerencji w treść informatora "ZOOM”. Ma on redaktora naczelnego, który ponosi pełną i wyłączną odpowiedzialność za treści i ich wartość artystyczną. "ZOOM” jest częścią Centrum Kultury, które jako instytucja kulturalna ma swoją niezależność gwarantowaną ustawowo – mówi nam Mieczkowsxka-Czerniak.
- Jako organizacje, którym droga jest chrześcijańska tradycja Lublina upominamy się o powstrzymanie finansowania z kasy miejskiej dzieł i imprez uderzających w dobre obyczaje lub promujących skandalizujące treści – piszą w liście skierowanym do magistratu. Jako przykłady przywołują nie tylko okładkę informatora "ZOOM”, ale też głośną sprawę komiksów na biletach, czy imprezę "Nekromantyczne walentynki” organizowaną przez – tu cytat z listu – "wspierany z kasy miejskiej "Klub Tektura”.
Tektura od razu zareagowała na ten list wysyłając do naszej redakcji oświadczenie: - Tektura” od momentu powstania w 2006 roku nigdy nie korzystała z jakichkolwiek dotacji z pieniędzy publicznych – czytamy w piśmie otrzymanym dziś rano.
Z kolei poseł Ruchu Palikota, Michał Kabaciński skierował do radnego Tułajewa list otwarty. Czytamy w nim m.in. - Ewidentność nawiązania do męskiego przyrodzenia, jaką Pan szczodrze opisuje w liście do mediów jest wprost niebywała! – pisze Kabaciński. - Pana interpretacja fotografii sofy "siedzącej” na krześle w pewnym sensie otwiera nowe ramy interpretacji dzieła, czego serdecznie gratuluję. Może Pan potraktować to, jako wkład własny w analizę ówczesnej twórczości i markowaną własnym nazwiskiem promocję Informatora Kulturalnego "ZOOM”.
Magistrat zaprzecza też zarzutom o brak należytego wsparcia dla środowisk reprezentujących szeroko pojętą kulturę chrześcijańską i wylicza, że inicjatywy tych środowisk dofinansował w ciągu ostatnich dwóch lat kwotą ponad 700 tys. złotych.