Wraca sprawa opłat za egzaminy poprawkowe na uczelniach. Nowa minister szkolnictwa wyższego ma na ten temat inne zdanie, niż jej poprzednik.
O sprawie piszemy od kilku tygodni. Parlament Studentów RP zapytał poprzedniego ministra, czy studenci powinni płacić za poprawki. - Przecież niezaliczony w pierwszym terminie egzamin to porażka nie tylko studenta. Także wykładowcy - wyjaśnia Leszek Cieśla, przewodniczący parlamentu.
Minister odpowiedział, że poprawka jest procedurą zaliczenia przedmiotu, a nie powtarzaniem zajęć dydaktycznych, co wymagałoby dodatkowych nakładów pieniężnych. Opłaty powinny być więc zniesione.
- Prawo jest prawem. Zmienimy regulamin - odpowiedzieli rektorzy wielu uczelni z Lubelszczyzny. - Od najbliższej sesji egzaminacyjnej tej opłaty nie będzie - mówiła na naszych łamach Beata Górka, rzecznik KUL.
Problem w tym, że część władz uczelni ma inne zdanie. Rektorzy Zawodowych Szkół Polskich stwierdzili, że ustawa o szkolnictwie wyższym nie upoważnia do pobierania opłat za egzaminy poprawkowe. Ale zasady pobierania opłat każda uczelnia ustala sama. Mówiąc krótko, opłaty nie muszą, ale mogą być pobierane.
Teraz głos zabrała nowa minister - Barbara Kudrycka, była rektor prywatnej szkoły wyższej. W specjalnym oświadczeniu napisała, że "uczelnie mogą pobierać opłaty za zajęcia dydaktyczne, prowadzone dodatkowo ponad wymiar lub rodzaj określony w obowiązującym planie studiów”. A godziny przeprowadzania przez wykładowców egzaminów są wliczane do liczby godzin zajęć dydaktycznych. To może oznaczać, że - zdaniem resortu - podstawa do pobierania opłat za poprawki jest.
Inaczej interpretuje to Leszek Cieśla. - Z tego oświadczenia wynika, że uczelnie nie mogą żądać opłat za egzamin, a jedynie za dodatkowe kursy pozwalające nadrobić zaległości. Przy najbliższym spotkaniu z panią minister poproszę o doprecyzowanie jej stanowiska - zapowiada Cieśla.
(mb)