Dwie lublinianki urządziły sobie zabawę. Dzwoniły i informowały policjantów o podłożonej bombie. Wszystkie alarmy okazały się fałszywe.
Pierwszy z fałszywych alarmów miał miejsce w miniony poniedziałek. Funkcjonariusze w Warszawie zostali powiadomieni, że w jednym z mieszkań na terenie Lublina znajduje się bomba. Policjanci którzy pojechali pod wskazany adres zastali właścicielkę lokalu. Kobieta była zaskoczona i nic nie wiedziała o tym fakcie. Informacja nie potwierdziła się.
Kolejne zgłoszenie policjanci otrzymali dzień później. Na klatce schodowej bloku w Lublinie miała leżeć reklamówka z wizerunkiem św. Mikołaja. Miały wystawać z niej przewody i miało być słychać tykanie. Przeprowadzone rozpoznanie minersko-pirotechniczne nie potwierdziło jednak tego faktu.
Jeszcze tego samego dnia, mundurowi dostali następne zgłoszenie. Późnym wieczorem zadzwoniła kobieta, twierdząc, że w autobusie linii 13 jest bomba ukryta w siatce. Miały wystawać z niej zielone i niebieskie przewody. Zgłaszająca powiedziała, że autobus jest na dworcu PKP w Lublinie. Autobusu tam nie było, jednak policjanci pojechali do zajezdni, gdzie okazało się, że było to kolejne fałszywe zgłoszenie.
Sprawą zajęli się Kryminalni z KMP i KWP w Lublinie. W piątek ustalili, że za fałszywymi zgłoszeniami stoją dwie młode lublinianki. 22-latka i 21-latka zostały zatrzymane i trafiły do policyjnego aresztu. Podczas przeszukania ich miejsca zamieszkania policjanci odnaleźli telefony komórkowe oraz kilka kart SIM. Dziś obie zatrzymane zostaną doprowadzone do prokuratury, gdzie usłyszą po trzy zarzuty.
Za wywołanie fałszywego alarmu grozić im może kara do 8 lat więzienia oraz dotkliwe konsekwencje finansowe.