Recydywista oskarżany o gwałcenie żony dostanie 35 tys. zł zadośćuczynienia za niesłuszny areszt. Został uniewinniony, bo jego partnerka odmówiła składania zeznań. Prokurator wnioskował o symboliczną złotówkę, ale sąd uznał, że państwo może zapłacić więcej.
- Sąd Apelacyjny oddalił naszą apelację, uznając ją za bezzasadną - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
To oznacza, że mężczyzna dostanie swoje pieniądze. Śledczy nie zdecydowali się bowiem na wniosek o kasację wyroku.
46-letni Jan S. to bezrobotny elektryk. Ojciec trójki dzieci. Utrzymywał się dzięki opiece społecznej i pracom dorywczym. Z ustaleń śledczych wynika, że od lat maltretował rodzinę. W styczniu 2009 roku wyszedł z więzienia, gdzie siedział za znęcanie się nad żoną, i wrócił do niej do domu w Dominowie. Już w lutym kobieta zgłosiła się na policję. Powiedziała, że Jan S. ją bił, groził nożem i cztery razy zgwałcił, kiedy obok spały dzieci. Kobieta bała się o życie.
Prokurator wystąpił o tymczasowe aresztowanie Jana S. Sąd kilka razy utrzymywał areszt. Żona podczas prokuratorskich przesłuchań podtrzymywała swoją wersję wydarzeń. Nagle, w grudniu 2009 roku, odmówiła składania zeznań.
Miały być one jedynym dowodem w sprawie. Wobec postawy żony, Jan S. został prawomocnie uniewinniony. 46-latek złożył wniosek o rekompensatę za niesłuszny pobyt za kratkami. Domagał się 50 tys. zł, z czego 15 tys. miało być odszkodowaniem za utracone zarobki, a reszta zadośćuczynieniem za utratę zdrowia i krzywdy, jakich doznał w areszcie.
Przyznając Janowi S. zadośćuczynienie Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że stan zdrowia mężczyzny pogorszył się właśnie przez aresztowanie. 46-latek targnął się na swoje życie, połykając kilka śrub. Poza tym towarzysze z celi mogli go traktować z pogardą i agresją.
Sąd powołał się też na sprawy internowanych w stanie wojennym. Uznał, że za każdy miesiąc niesłusznego aresztu należy się średnia krajowa pensja. Tak Janowi S. przyznano 35 tys. zł. Prokurator wnosił o symboliczną złotówkę.
W swojej apelacji śledczy zwrócili uwagę, że przyznana kwota jest "rażąco niewspółmierna” do doznanej krzywdy. Zarzucili sądowi dowolną ocenę faktów. Przytoczyli opinię biegłych, z której wynika, że Jan S. - chroniczny alkoholik - od lat ma zaburzenia osobowości ze skłonnością do "teatralnych i manipulacyjnych zachowań”. Został aresztowany, bo zagrażał rodzinie. Prokurator zaznaczył również, że minimalna renta w naszym kraju to nieco ponad 700 zł.
Sąd Apelacyjny uznał jednak, że te argumenty nie wystarczą, by ponownie zbadać sprawę.