Domagał się 50 tys. zł, wywalczył 35 tys. zł. Taką kwotę zadośćuczynienia za tymczasowe aresztowanie sąd przyznał mężczyźnie, który wielokrotnie znęcał się nad żoną. Bo ta odwołała swoje zeznania
Mundurowi zatrzymali mężczyznę, a prokurator złożył do sądu wniosek o jego tymczasowe aresztowanie. Jan S. popełnił już bowiem podobne przestępstwa. Tak trafił za kraty, skąd pisał czułe listy do rodziny. W prokuraturze żona podtrzymała swoje oskarżenia. Śledczy zlecili również analizę próbek DNA. Badanie nie wyjaśniło jednak, czy doszło do gwałtu. Zostały tylko zeznania.
Po kilku miesiącach śledczy skierowali do sądu akt oskarżenia. Wtedy żona Jana S. i inni świadkowie odmówili składania zeznań. W tej sytuacji sąd nie mógł brać pod uwagę ich wyjaśnień ze śledztwa. Jan S. został uniewinniony. A sąd drugiej instancji podtrzymał ten wyrok.
Mężczyzna był tymczasowo aresztowany przez niespełna 10 miesięcy. Skoro został uniewinniony, złożył wniosek do Sądu Okręgowego w Lublinie o odszkodowanie za niesłuszny - jego zdaniem - pobyt za kratkami. Domagał się 50 tys. zł. Sąd przyznał mu rację. Ale zarazem zdecydował, że kwota będzie niższa - 35 tys. zł.
Prokuratura odwołała się od decyzji sądu i złożyła apelację. - Kwestionujemy wysokość przyznanego zadośćuczynienia - mówi Beata Syk-Janowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Śledczy uważają, że kwota jest niewspółmiernie wysoka. - Z uwagi na to, że krzywda jest czymś niematerialnym należy brać pod uwagę też przeszłość tego człowieka - tłumaczy prokurator Syk-Janowska. - Mężczyzna był wielokrotnie karany, nad żoną znęcał się również po opuszczeniu aresztu, w warunkach tzw. recydywy.
Jan S. jest też osobą nadużywającą alkoholu. Zdaniem prokuratury, sąd, rozpatrując wniosek Jana S. o odszkodowanie, powinien wziąć pod uwagę wszystkie te okoliczności.
(jsz)