Niebezpieczną pracą dzieci zainteresował się lubelski Międzynarodowy Instytut Zdrowia Dzieci i Młodzieży oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Trzylatek został przywieziony do szpitala w czwartek wieczorem. Lekarze stwierdzili podwójne złamanie kości podstawy czaszki i kości potylicznej. Do tragedii doszło w Borowinie. Dziecko było z rodzicami w polu, bawiło się na przyczepie. Nie ma tygodnia bez wypadku z udziałem wiejskich dzieci. Do szpitali trafiają maluchy z urazami głowy, rąk, ze zmiażdżonymi nogami. Pacjentem DSK w Lublinie był niedawno pięcioletni Arkadiusz, który spadając z grabiarki do siana, nadział się na jej spiczaste kolce. Omal nie stracił przyrodzenia. Jego rówieśnikowi maszyna do mielenia ziarna urwała rączkę, gdy pomagał rodzicom w pracy. Dziesięciolatek spod Lublina złamał rękę, gdy prowadził z pastwiska krowę. - Dzieci ulegają coraz cięższym wypadkom - alarmuje profesor Jerzy Osemlak, kierownik Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcej w DSK w Lublinie.
Mimo tragedii rozgrywających się na wsiach wypadki dzieci znikły z urzędniczych statystyk. Pracownicy Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego już ich nie odnotowują. Według zmian prawnych z ubiegłego roku, za podobne wypadki odszkodowania się już nie należą. Wcześniej rolnik mógł dostać nawet 2 tys. zł. - Rodzice, gdy dowiadują się, że odszkodowań już nie ma, rezygnują ze zgłoszenia wypadku - tłumaczy Artur Gułkowski z KRUS w Lublinie.
Dlatego w zestawieniach KRUS za 2004 r. liczba wypadków dzieci znacznie spadła. W maju 2004 odnotowano 9 wypadków, w 2003 - 39, a rok wcześniej - 48.
Także Państwowa Inspekcja Pracy rejestruje tylko wypadki dorosłych. - Danych dotyczących wypadkowości wśród pracujących dzieci nie posiadamy - przyznaje Halina Proskura, okręgowy inspektor pracy w Lublinie. - Kiedyś to kontrolowaliśmy. Teraz możemy jedynie prowadzić akcję edukacyjną wśród rolników.
Inspektorzy wizytują gospodarstwa. Podczas kontroli przypominają rolnikom o 23 pracach szczególnie niebezpiecznych, których nie należy powierzać dzieciom do lat 15. Na liście jest m.in. kierowanie ciągnikiem, obsługa młocarni, praca przy wykopach ziemnych. Za powierzanie takich prac dzieciom karać jednak nie mogą.
Dlatego też tym problemem zainteresował się lubelski Międzynarodowy Instytut Zdrowia Dzieci i Młodzieży oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - To łamanie praw dziecka - mówi Piotr Jarecki, prezes lubelskiego instytutu. - Wszyscy wiedzą, że dzieci są wykorzystywane do ciężkich prac, ale nikt na to nie reaguje, nikt za to nie karze. My chcemy na to zwrócić uwagę.
Rolnicy mają na ten temat odmienne zdanie. - Dzieci to dodatkowe ręce
do pracy - przyznaje jeden z ojców. - A w sezonie przyda się każda pomoc. Czasem dzieciak wejdzie tam, gdzie nie trzeba. Ale co poradzić. Nie da się go upilnować.