Tyle co Ogród Saski i prawie tyle co Felicity - taką powierzchnię miały łącznie dzikie śmietniska, które już udało się usunąć. Na uprzątnięcie czeka jeszcze ponad 60 miejsc. Pieniądze, które musi na to wydać miasto to... jedna czwarta ceny nowego trolejbusu
Niektórzy zostawiają odpady tuż przy ulicy. Od stycznia miasto sprzątnęło już 72 takie miejsca, w kolejce są trzy inne. Inni fatygują się nieco dalej, na przykład do wąwozów, czy na skwerki - takich wysypisk zlikwidowano w tym roku już 80, a ich łączna powierzchnia to 12 hektarów. Na oczyszczenie czeka jeszcze 60 miejsc.
Po świętach wywiezione mają być śmieci m.in. z Wesołej, Tatarskiej, Rowerowej, Jana Pawła II czy Podlaskiej. W dalszej kolejności ekipy sprzątające odwiedzą m.in. Poznańską, Zgodną, Koło, Węglinek, czy też Różaną. A jeśli komuś się wydaje, że o którymś z tych miejsc już pisaliśmy, to prawdopodobnie ma rację. Bo w wielu punktach miasta oczyszczone miejsca szybko pokrywają się odpadami.
Na szczęście czasem zdarza się, ze jakiś "twórca wysypisk” dostaje mandat, bo w podrzuconych w krzaki śmieciach zostawił dane osobowe. Tak wpadł mężczyzna, który odpady ze Starego Miasta wiózł... aż na Czuby, a konkretnie na ul. Stary Gaj. Dzięki znalezionej w krzakach korespondencji strażnicy miejscy dotarli do niego, wlepili mu mandat i dali trzy dni na zabranie tego, co podrzucił.
To nie jest jedyny taki przypadek, ale zazwyczaj w śmieciach nie udaje się znaleźć niczego, co naprowadziłoby mundurowych na trop właściciela odpadów. Wtedy cały bałagan musi posprzątać miasto, a za taką akcję płacą podatnicy. Podliczając to, co już wydano i to, co trzeba wywieźć można się spodziewać kwoty grubo przekraczającej 400 tys. zł. Dla porównania: nowy trolejbus to koszt ok. 1,7 mln.