Polscy lekarze rezydują w szwedzkich szpitalach, a po wsiach jeżdżą "sapardy”. W oborach krowy w kolczykach, komisy samochodowe pękają w szwach, a wszyscy mają nadzieję, że już nic więcej nie zdrożeje.
Unia przyniosła nam na szczęście nie tylko podwyżki. Wszyscy czekają na deszcz pieniędzy z wszelakich programów pomocowych. Czy na próżno? Na razie Lubelszczyzna nie przypomina wielkiego placu budowy. - Ale będzie działo się sporo - zapewnia Janusz Wójtowicz, dyrektor lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Na drogi krajowe ze środków unijnych na lata 2005-2008 dostaliśmy ponad 900 mln złotych.
Obwodnica Puław, Międzyrzeca Podlaskiego, Hrebennego, most na Wiśle - to projekty w trakcie realizacji. Coraz więcej dróg ma nową nawierzchnię, choć nie brakuje problemów. Ze strumieniem unijnych pieniędzy przypłynęły nowe przepisy.- Za każdym razem musimy udowadniać ekologom, że warto budować nowe drogi - mówi dyrektor Wójtowicz.
Unijne pieniądze nie przeszkadzają nawet największym eurosceptykom. Godziszów - gmina, która dwa lata temu w referendum powiedziała unii stanowcze "nie”, dziś jest w ścisłej czołówce starających się o unijne dotacje. - Prawie 92 proc. uprawnionych złożyło tam wnioski o dopłaty rolne - mówi Łukasz Osik z lubelskiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Do najbardziej eurosceptycznej gminy w Polsce do dziś pielgrzymują setki dziennikarzy. - Jak nie telewizja holenderska to belgijska. Jak nie radio to gazety. Ludzie mają już tego dosyć! - denerwuje się Franciszek Zawadzki, zastępca wójta Godziszowa.
Choć unijnych dopłat nie bojkotują, w UE się nie zakochali. - I co nam to dało? Cena kwintala pszenicy spadła z 70 do 30 złotych, żywca z 5 do 3 zł - tłumaczy Zawadzki.
Poglądy rolników Lubelszczyzny dobrze zna Łukasz Osik z ARiMR. - Początki były trudne - wspomina. - Po wsiach mówiło się, żeby nie składać wniosków, bo unia ziemię zabierze. Albo: po co krowie kolczyk, skoro i tak jest piękna. Dziś nowoczesne ciągniki to "sapardy”, a informacja o nowych programach ściąga do agencji nawet po pół tysiąca rolników dziennie.
W Internecie aż roi się od dowcipów o absurdalnych unijnych przepisach, śmieją się z niej nawet sami europarlamentarzyści. Na konkurs pt. "Największe absurdy Unii Europejskiej” do biura poselskiego prof. Mirosława Piotrowskiego przyszło 70 prac.