Związki zawodowe w największych lubelskich państwowych firmach kosztują miliony złotych – twierdzi organizacja prywatnych pracodawców. – To nieuczciwe. Chcą z nas zrobić próżniaków – mówią związkowcy.
Z informacji ministerstwa wynika, że na Lubelszczyźnie najbardziej kosztowne związki działają w Zakładach Azotowych "Puławy” SA oraz w kopalni w Bogdance.
1,15 mln zł wydała spółka na związki zawodowe w "Puławach”.
– To w przeważającej mierze wynagrodzenia zarządów i administracji związków zawodowych oraz koszty eksploatacji lokali czterech największych organizacji związkowych – mówi Grzegorz Kulik, rzecznik Zakładów Azotowych "Puławy” SA.
Z kolei w Bogdance roczne utrzymanie związkowców kosztowało według ministerstwa ok. 1,03 mln zł.
Na 3885 pracowników kopalni do czterech związków jest zapisanych 65 proc. Na etatach związkowych jest w sumie osiem osób.
– Nie dostajemy żadnych pieniędzy ekstra. Tylko pensję, jaką mieliśmy przed pójściem do pracy w związkach – mówi Czesław Brzyski, przewodniczący "Solidarności” najliczniejszej organizacji z kopalni. Sam zarabia 6100 zł (średnio pracownicy "Bogdanki” dostają ok. 6000 tys. zł brutto). Związkowcy nie mają samochodów służbowych, składają się z władzami firmy na czynsz na lokal oraz telefony.
W "Puławach” działa sześć związków zawodowych (siedmiu działaczy etatowych i cztery sekretarki). Pracownicy firmy dostają średnio 4350 zł brutto.
– Ja otrzymuję zgodnie z układem zbiorowym 7400 zł, ale nie uczestniczę w funduszu premiowym. Dostajemy również od zarządu pieniądze na lokal, telefon i Internet. Demokracja kosztuje – mówi Sławomir Wręga, przewodniczący liczącego ponad 900 osób Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego.
Wręga zauważa, że spółka płaci duże składki za udział w organizacjach pracodawców.
– Takie wyliczenia są nieuczciwe. Dlaczego nikt nie pokazuje, ile kosztują rady nadzorcze? Chciałbym zobaczyć szczegółowe wyliczenie, bo kwoty podane przez ministerstwo są nieprawdopodobnie wysokie – mówi Marian Król, szef lubelskiej "Solidarności”.
Brzyski: To krucjata przeciwko związkom. Prywatni pracodawcy chcą pokazać, że jesteśmy klasą pasożytniczą. Chcą osłabić naszą pozycję w społeczeństwie.
Przedstawiciele Lewiatana byli wczoraj dla nas nieuchwytni. W prasie ogólnokrajowej tłumaczyli, że nie mają złych intencji.
– Finansowanie związków, to inwestycja w dialog, zachowanie spokoju społecznego i edukację załóg. Chcemy jednak, by związki zdawały sobie sprawę z kosztów działalności – mówił w "Rzeczpospolitej” Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan”.
Polska jest jednym z nielicznych krajów UE, w której pracodawcy finansują związki.