Rozmowa z Ireną Skalską z ul. Cyruliczej w Lublinie, właścicielką balkonu, który został uznany Skarbem Kultury Przestrzeni
• Przepis na najładniejszy balkon w mieście?
– Musi być słońce i dużo wody. W naszych warunkach trzeba iść na ilość. Na bogactwo. Gdyby postawić cztery donice to tego efektu by nie było, chyba że byłby to piękny architektonicznie balkon.
• Dużo to kosztuje?
– Dużo. W tym roku dorobiłam donice po bokach. Plus kosze, haki, ktoś to musi zainstalować. A to wszystko kosztuje. W przyszłym planuję zmienić plastikowe donice zewnętrzne. Bo muszą być ogromne. Jest coraz bardziej gorąco, rośliny się gotują. Trzeba patrzeć jak radzą sobie te kraje, gdzie upały są nie o dziś. Prowansja, Włochy... wszędzie duże, ładne donice.
• Nadal odmawia sobie pani wakacji, by zrobić balkon?
– Jeżdżę tylko na koncerty muzyki dawnej. Ostatnio byłam w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie. Wszędzie tam bluszcze na kamienicach! A trawa po kolana, rusza się na wietrze. Dlaczego tutaj tego nie ma?
• Gdzie pani kupuje rośliny?
– Na targu na Ruskiej. W pierwszym roku jeździłam jeszcze do szkółki, teraz już nie.
• Podlewanie?
– Dwa razy dziennie. Pięć wiader.
• Nawozy?
– Tak, koleżanka mi przywozi. Ale przyznam, że nawet nie wiem co to jest.
• Który to rok?
– Trzeci, ale pierwszy się nie udał. W zeszłym roku już tak, ale to wciąż było testowanie roślin. Nikt mi nic nie doradza, uczę się na własnych błędach.
• Nie postawiła pani na kwiaty, ale na różne kolory zieleni.
– A jakie by mi pani zaproponowała? Ja kocham róże. Ale wszyscy mi mówią, że u mnie róże nie przeżyją.
• Południowa ekspozycja?
– Tak, latem jest żar. Na targu też nie ma dużego wyboru, są te najbardziej popularne kwiaty.
• A pani stawia nietypowe?
– Nie chodzi o nietypowe. Przebieram w tym, co mi się podoba. W trawach nigdy nie byłam zakochana, ale okazuje się, że one dobrze tu żyją.
• Zostawia pani rośliny na zimę?
– Wszystko zostaje tak jak jest. Zaschnie, zmarznie.
• Będą miały gdzie przezimować owady.
– Rzeczywiście bardzo się zlatują, zwłaszcza do tych małych białych kwiatków. Rano, gdy wychodzę podlewać to jest ich aż gęsto.
• Zaskoczona nominacją?
– Widzę jak ludzie zatrzymują się na ulicy, jak robią zdjęcia. Ostatnio dziewczyny z dalekiego wschodu przystanęły i wszystkie wyciągnęły telefony. Jednak ludzi do zieleni ciągnie. Ale to nie powinno to być nic dziwnego. Miasto mogłoby w jakiś sposób ludzi zachęcać. Może talony? I przede wszystkim nie utrudniać. Gdy chciałam posadzić bluszcz przy naszej kamienicy, to od administratora usłyszałam, że musiałabym płacić miastu za dzierżawę gruntu. Czyli kupić kosz, zasadzić, pielęgnować i jeszcze co miesiąc płacić.