Łamali prawo, dyskryminowali jedną z firm, a innym umożliwili zmowę cenową. Takie druzgocące zarzuty stawia Ratuszowi Najwyższa Izba Kontroli
Aferę ujawniliśmy jesienią. Po publikacji sprawą zajęła się NIK. Jej wystąpienie pokontrolne poznaliśmy wczoraj.
Pierwszy przetarg na koszenie miejskich trawników oraz pielęgnację drzew i krzewów mówił o kontraktach na 16 miesięcy. Firmy wolały umowy trzyletnie. Pod ich naciskiem komisja unieważniła przetarg, oficjalnie tłumacząc to "istotną zmianą okoliczności (...), której nie można było wcześniej przewidzieć”.
NIK nie znalazła do tego podstaw, wyliczając konkretne paragrafy. - Pozostałych wymienionych przez komisję okoliczności: np. procesu wegetacji roślin (...) nie można zaliczyć do takich, których nie można było przewidzieć - pisze Marian Cichosz, szef lubelskiej NIK w wystąpieniu do Ratusza. - Nie podawaliśmy takiego powodu - broni się Eugeniusz Janicki z Urzędu Miasta.
Drugi przetarg dotyczył już umów trzyletnich. Miasto znów podzielono na 12 rejonów. Ale jedna firma mogła walczyć najwyżej o trzy rejony. - Chcieliśmy dać szansę większej liczbie firm, by dwóch lub trzech przedsiębiorców nie zgarnęło wszystkiego
mówi Janicki. NIK nazywa to tak:
Stworzono wykonawcom warunki sprzyjające zmowie co do podziału rynku - pisze Cichosz. I stwierdza, że ograniczenie było nielegalne.
Zmowę trudno wykryć. Ale podejrzeń ciężko uniknąć. Bo w dziewięciu rejonach wpłynęło po jednej ofercie, która siłą rzeczy była najtańsza. Firmy nie weszły sobie w paradę. W pozostałych trzech rejonach pojawiła się firma Janiny Turskiej. Chciała mniejszej zapłaty, więc powinna wygrać. Ale... wypadła z gry. Jak to możliwe?
Turskiej brakowało zgody na odbiór odpadów. Miasto nie chciało takiej zgody wydać, piętrząc różne problemy. NIK uznała, że Ratusz dyskryminował Turską. W efekcie jej firma - choć tańsza - nie dostała żadnego zlecenia.
Prezydent miasta ma tydzień na zgłoszenie uwag do pisma NIK. Jeśli tego nie uczyni, ma w ciągu 21 dni napisać, jak zastosuje się do uwag izby.