Prawdopodobnie w czwartek zapadnie drugi wyrok w głośniej sprawie banku BPH, którego lubelscy klienci stracili kilkanaście milionów zł. Kolejne procesy są w toku.
Po wybuchu afery Aneta F.-K. trafiła za kratki, a bank zaczął zwracać pieniądze klientom. Ale część z nich uznała, że wypłaty są zbyt małe w stosunku do włożonych oszczędności i kwot, które mieli rzekomo zarobić na odsetkach. Założyli nawet stowarzyszenia osób poszkodowanych przez bank.
Jako pierwszy proces BPH wytoczył mieszkaniec Lublina. – Domagałem się zwrotu około 50 tys. zł – mówi poszkodowany (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Bank nie chciał płacić. Mijały lata, a lubelski sąd nie był w stanie zakończyć sprawy. Ostatecznie, rok temu, doszło do ugody. – Bank przystał na zapłacenie 30 tys. złotych. – mówi poszkodowany.
Inny członek stowarzyszenia, mieszkaniec miejscowości pod Lublinem (nie chce ujawnić nazwiska ani miejscowości), również wytoczył bankowi proces. Domaga się zwrotu ok. 40 tys. zł i odsetek. – To moje pieniądze – podkreśla. – Żądam ich zwrotu.
Dzisiejszy wyrok będzie drugim w tej sprawie. Mężczyzna skarżący bank wytoczył BPH jeszcze jeden proces, który toczy się w Sądzie Okręgowym. – Oprócz tego w toku są sprawy jeszcze dwójki oszukanych klientów – informuje jeden z członków zarządu stowarzyszenia. – Pozostali czekają na finał tych procesów, żeby wystąpić do sądu z własnymi roszczeniami.
Bank przed ogłoszeniem wyroku nie chce się wypowiadać. – Na tym etapie postępowania, które nie jest zamknięte, nie będziemy komentować tej sprawy – ucina Małgorzata Dłubak z zespołu prasowego BPH.