• Jesteś najmłodszym uczniem na warsztatach.
- Tak to prawda. Jestem najmłodszym adeptem sztuki kowalskiej, który przyjechał do Wojciechowa. Na początku czułem się trochę nieswojo i byłem zestresowany. Ale okazało się, że kowale, to bardzo fajni ludzie. Zaakceptowali mnie, mimo że mam szesnaście lat.
• W twojej rodzinie są tradycje kowalskie?
- Mój pradziadek był kowalem. Dziadek i ojciec już nie. Ale za to mnie ciągnie do kowalstwa.
• Co w kowalstwie może pociągać młodych ludzi?
- Zawsze pasjonowało mnie uzbrojenie średniowiecznych rycerzy. Marzyłem, aby nauczyć się kuć miecze, kopie i groty. Dwa lata temu postanowiłem odtworzyć warsztat po pradziadku. Pomógł mi w tym dziadek. W dawnej stajni zrobiliśmy kuźnię z piecem. Wyposażyłem ją w kowadło, młotki i kleszcze kowalskie, których kiedyś używał mój pradziadek. I teraz, w wolnych chwilach, tak sobie kuję to żelazo.
• Przyjechałeś do Wojciechowa z myślą, by zostać zawodowym kowalem?
- Dla mnie kucie jest pasją, mimo że jest to bardzo ciężka i brudna robota. To jest moje hobby, przy którym wypoczywam. Nie zamierzam jednak być kowalem. Warsztaty traktuję jako wakacyjną przygodę. Chcę podpatrzeć, jak kują mistrzowie i poznać podstawy kowalstwa.
• Co już wykułeś?
- Pierwsze rzeczy, jakie kułem w domu były troszkę nieudolne. Zacząłem od rozbijania prętów. Potem były różne zawijasy i proste sztylety. Gdy już nieco nabrałem wprawy, zacząłem kuć miecz ozdobny i groty do strzał. A w Wojciechowie, pod okiem mistrzów, będziemy kuć przez najbliższy tydzień gwoździe ozdobne, kwiatki, wieszaki, oczywiście, podkówki.
Rozmawiała Agnieszka Ciekot