Gdyby w rodzinnej bibliotece był "Kapitał” Marksa, pewnie bym dziś był dyrektorem banku. Ale była pięknie wydana Biblia z ilustracjami Gustawa Dore – żartobliwie tłumaczy Krzysztof Penderecki pytany o biblijne inspiracje swoich utworów. I przypomina, że pisał muzykę dla lubelskiego teatru lalkowego.
Dane mi się było urodzić w małym miasteczku (Dębica – przyp. red.), to było zdecydowanie żydowskie miasteczko. Nas katolików w tym miasteczku była mniejszość. Były dwa sklepy, które pamiętam, bo było w nich napisane "Sklep katolicki, nie kupuj u Żyda”. Nawet przez okupację ten napis został, a nawet jeszcze był po wojnie.
Na pewno gdybym się urodził w Nowej Zelandii pisał bym inną muzykę. Jest jakiś związek z miejscem. Dlatego przez 25 lat pisałem Polskie Requiem. Zacząłem od osób zamordowanych w Gdańsku w 1970 roku aż do śmierci naszego papieża, dodając poszczególne części. Ale od początku miałem zamysł całości. To jest po prostu potrzeba dania świadectwa. Swoistego, abstrakcyjnego. Muzyka wyraża piękno, wyraża ból, tragedię.
O muzyce i języku
Każdego roku w Wigilię robię rachunek, ale nie z grzechów, tylko z rzeczy, których nie napisałem ale które chciałem napisać. Albo napiszę w następnych latach. Opera dla dzieci pojawia się w tych notatkach od 50 a może nawet 60 lat. Zwykle mam 30–40- propozycji lub zamówień rocznie. Piszę jeden, dwa utwory. Tych notesów jest kilka, w następnym są pomysły.
Język polski jest bardzo trudny językiem. O wiele lepiej mi się pisze po łacinie. Po włosku. Niemiecki jest idealny, angielski już mniej. Liści lśnienie. Jak obcokrajowiec może to wypowiedzieć. Ale Polak też, jak Polak może zaśpiewać: szeleszczących liści lśnienie. No, ale spróbuję napisać operę po polsku. Myślę o "Austerii” Stryjkowskiego.
Czytając dobry tekst słyszę muzykę. Zawsze naginam tekst do muzyki a nie muzykę do tekstu. Mało znany Miciński, Mickiewicz są dobrzy, świetny Krasiński, ale już Słowacki nie, bo to sztuczny język. I Norwid też nie, choć musiałem przy "Fortepianie Szopena”. Gałczyński jest dobry.
Każdego roku w Wigilię zaczynam pracę nad jakimś utworem. Nic dziwnego, że w końcu w jednym znalazł się motyw kolędy "Cicha noc”. To niemiecka kolęda. Dlaczego nie użyłem polskiej? Mój dziadek był Niemcem. Dlatego ta kolęda była bardzo często śpiewana w naszym domu. Ale dziadek był patriotą, podobnie jak moi wujowie. Najmłodszy, jako 16-latek poszedł do Legionów. Ja też jestem patriotą.
O Lublinie
W latach 50 i 60. bardzo dużo pisałem muzyki użytkowej. Dla teatrów, dla filmów krótkometrażowych. Dla lubelskiego teatru lalkowego też pisałem. (W 1959 roku "Dzieci pana majstra” i "Tomcio Paluszek”. W 1960 roku "Pąsowa sukienka”, rok później "Tomcio Paluch i wilk”. W 1963 roku "Dziecko gwiazdy” i "O Zwyrtale muzykancie”. Stanisław Ochmański był reżyserem, z którym najczęściej kompozytor współpracował w teatrze im. H.Ch. Andersena – przyp. red.)
O komponowaniu
Kompozytorem trzeba się urodzić. Wiem to po wielu latach nauczania. Dlatego przestałem uczyć. Kursy mistrzowskie, miesięczne czy krótsze nie mają sensu.
O marzeniach
Moim największym marzeniem kompozytora jest mieć święty spokój. I żebym mógł zajmować się swoimi drzewami. Zamiast pisać wole siedzieć w parku i planować nowe nasadzenia. Tak jak ludzie zbierają znaczki ja zbieram drzewa. To lepsze niż pisać. Wydzierać z siebie, z serca z żołądka. Życie mam bardzo wypełnione, ale to moja wina.
O sobie
Ale jeśli chcecie coś wiedzieć o mnie, to się pytajcie mojej żony, ona wie wszystko i nic nie plącze.