– Dyrekcja straszy nas zamknięciem oddziału gastroenterologii, zostawieniem jednego dyżurnego na oddziale neurologii, likwidacją oddziałów po restrukturyzacji. Dlaczego lekarz, który nie chce pracować dłużej, niż przewiduje to ustawa, ma być represjonowany? – pytają lekarze z wojewódzkiego szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. – Żadne decyzje jeszcze nie zapadły – odpowiada dyrektor placówki.
O zbiorowym wypowiedzeniu klauzuli opt-out przez lekarzy z sześciu oddziałów szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie pisaliśmy we wczorajszym wydaniu Dziennika Wschodniego. Chodzi o odziały gastroenterologii, pediatrii, chirurgii, neurologii, nefrologii i kardiologii. Wypowiedzenie klauzuli oznacza, że lekarz nie będzie mógł pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo, czyli nie będzie mógł wziąć więcej niż trzy dyżury miesięcznie. W związku z tym pojawił się problem z obsadzeniem dyżurów.
– Lekarze wypowiadają klauzulę, bo są sfrustrowani, atmosfera jest bardzo napięta. Chodzi o zarobki, które nie przystają do ilości przepracowanych godzin – mówi nam anonimowo jeden z lekarzy z oddziału neurologii.
Po publikacji skontaktował się z nami lekarz rezydent pracujący na jednym z oddziałów, które wypowiedziały klauzulę.
– Dyrektor odpowiada na nasze działania szantażami. Straszy np. zamknięciem oddziału gastroenterologii, zostawieniem jednego dyżurnego na oddziale neurologii, likwidacją oddziałów po restrukturyzacji, która ma nadejść – czytamy w liście do redakcji. – Dlaczego lekarz, który ma prawo dyżurować według ustawy, jest represjonowany?
Autor listu twierdzi też, że dyrekcja chce wprowadzić zmianowy system pracy.
– To będzie przede wszystkim niekorzystne dla pacjentów. Lekarz, który będzie np. na 12-godzinnym dyżurze w poniedziałek, ponownie będzie dopiero w środę, a potem w piątek, czyli nie będzie widział pacjenta codziennie, tylko co dwa dni – tłumaczy nam inny lekarz. – To bardzo spowolni pracę szpitala i wydłuży leczenie.
Co na to dyrekcja szpitala? – Żadne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły. To ordynatorzy będą organizowali pracę na swoich oddziałach. O rozstrzygnięciach będziemy mogli rozmawiać prawdopodobnie w przyszłym tygodniu – mówi Gabriel Maj, dyrektor szpitala przy al. Kraśnickiej. I dodaje: Żadnego zagrożenia dla pacjentów nie ma.