Dwuletnia wojna o ocalenie lip rosnących przy ul. Nałęczowskiej przeniesie się do sądu. Właśnie tam szukają ratunku ekolodzy. Ale rozprawa nic nie zmieni, bo wyrok na lipy już zapadł. Wycinka zacznie się lada dzień
- Jest taki przepis i urzędnicy skwapliwie go wykorzystują. Ale nikt nie myśli o tym, że tu są nawet stuletnie lipy - oburza się Anna Mikołajko-Rozwałka, prezes lubelskiej Ligi Ochrony Przyrody. - To nie drzewa są winne, że ludzie jeżdżą po pijanemu i nie przestrzegają przepisów.
- A czy życie pijaka, albo kogoś, kto nie przestrzegał przepisów jest mniej warte? - pyta Bałaban.
Działacze LOP zaskarżyli decyzję Ratusza do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które zleciło nawet niezależne ekspertyzy. Wynik był jednoznaczny: drzewa muszą zniknąć. I takie też zapadło orzeczenie.
Rozstrzygnięcie kolegium jest ostateczne. Liga może zaskarżyć je do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, o ile uzna, że jest niezgodne z prawem. - Na pewno to zrobimy. Szukamy tylko punktu zaczepienia - mówi szefowa LOP.
Ale taka skarga nie może wstrzymać wycinki. - I bardzo dobrze. Na wszelki wypadek Urząd Miasta powinien jak najszybciej pozbyć się tych drzew - mówi Maria Dudziak, przewodnicząca Zarządu Osiedla Szerokie. Ratusz już teraz zapowiada, że wycinka zacznie się lada dzień. Dzięki temu jeszcze w tym roku zacznie się budowa dwóch zatok autobusowych na przystankach w pobliżu ul. Gnieźnieńskiej. - A nie można po prostu przesunąć przystanków? - irytuje się szefowa LOP.
Miasto chce wyciąć też inne drzewa rosnące przy tej jezdni. - Niemal wszystkie rosną za blisko. Zobaczymy jeszcze, czy wszystkie pójdą pod topór, czy wytniemy je tylko po jednej stronie i przesuniemy trochę jezdnię - zapowiada Bałaban. •