Do środy Lubelski Klub Jeździecki miał się wynieść z terenu przy Nadbystrzyckiej. Nie zrobił tego. – W tej sytuacji kierujemy sprawę do sądu – zapowiada miejska spółka, która jest właścicielem terenu i od blisko trzech dostaje od LKJ czynszu za nieruchomości
– Wyprowadzka nie wchodzi w grę – zapewnia Monika Kozicka-Gradziuk, kierownik Lubelskiego Klubu Jeździeckiego, który od sierpnia 2014 r. nie płaci czynszu za tereny rozciągające się między ul. Nadbystrzycką i Ciepłą. Stawka czynszu wynosi 2 grosze za metr kwadratowy, co daje nieco ponad 2 tys. złotych za cały teren.
– Umowa była podpisana w marcu 2014 roku, klub płacił tylko przez pięć miesięcy – mówi Miłosz Bednarczyk, rzecznik Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, która to spółka jest właścicielem nieruchomości. Od lipca 2015 r. klub korzysta z tych terenów bez umowy, za co obciążany jest kolejnymi opłatami.
Ostatecznie MOSiR nakazał klubowi opuszczenie nieruchomości w ciągu pół roku. Termin upłynął wczoraj, ale mimo to klub nie wyniósł się z terenów przy Nadbystrzyckiej. Wczoraj doszło do „rozmów ostatniej szansy”, które skończyły się fiaskiem.
– Klub nie przedstawił nam żadnych gwarancji finansowych, nie przedstawił dokumentów, o które prosiliśmy – kwituje rzecznik MOSiR. – W związku z tym jesteśmy zmuszeni do skierowania sprawy na drogę postępowania sądowego. Jesteśmy spółką, która zarządza publicznym gruntem i jeśli jakikolwiek podmiot korzysta z miejskiego mienia nie płacąc przez długi czas, to nie mamy innego wyjścia.
Miejska spółka chce, by sąd doprowadził do opuszczenia terenu przez Lubelski Klub Jeździecki. W praktyce oznaczałoby to eksmisję. MOSiR ma również dochodzić w sądzie zapłaty zaległego czynszu i opłat za bezumowne korzystanie z nieruchomości.
Jak Lubelski Klub Jeździecki zamierza się zachować w tej sytuacji? Czy ma alternatywną lokalizację? – Nie mamy takiej lokalizacji – odpowiada Kozicka-Gradziuk. – Zamierzamy spotkać się w tej sprawie z prezydentem.