Lubelscy naukowcy chcą sprawdzić, jaki wpływ na ludzkie zdrowie mają maszty telefonii komórkowej.
Do lubelskiego magistratu tylko w tym roku wpłynęło ponad 80 wniosków o zgodę na postawienie kolejnych nadajników (na dachach budynków albo na słupach). W Lublinie już stoi ponad 200 takich masztów. Ile jest w regionie? - Podanie konkretnej liczby jest niemożliwe. Nie ewidencjonujemy naszych nadajników terytorialnie - tłumaczy Adam Suchanek z biura prasowego sieci Plus. Ale, biorąc pod uwagę wszystkich operatorów (Plus, Era, Orange), liczbę masztów na Lubelszczyźnie trzeba szacować w setkach. - Powstają jak grzyby po deszczu - mówi prof. Andrzej Wac-Włodarczyk, prorektor Politechniki Lubelskiej. - A to spotyka się z coraz liczniejszymi protestami mieszkańców.
Np. dziś po południu w tej sprawie mają pikietować mieszkańcy ul. Szafirowej w Lublinie. Na ich ulicy ruszyła właśnie budowa masztu sieci Era. - Najzwyczajniej się boimy - podkreśla Andrzej Jachim, szef komitetu protestacyjnego. - Jesteśmy przekonani, że taki maszt będzie szkodził naszemu zdrowiu.
W podlubelskich Osmolicach taka konstrukcja powstaje na... szkolnym boisku. To przykłady pierwsze z brzegu.
- Od lat szkodliwość nadajników badają uczeni na całym świecie. Połowa twierdzi, że są chorobotwórcze - wyjaśnia prof. Wac-Włodarczyk. - Coraz większy smog elektromagnetyczny jakiś wpływ na ludzi na pewno ma. Pytanie tylko, jaki.
Właśnie to zamierzają sprawdzić badacze z Politechniki Lubelskiej i lubelskiej Akademii Medycznej. - Chcemy na mapę Lublina nanieść wszystkie nadajniki telefonii komórkowej - tłumaczy prorektor PL. - Potem planujemy zbadać pole elektromagnetyczne, które wytwarzają i wskazać miejsca, gdzie to pole jest najsilniejsze. A na koniec wyciągnąć wnioski.
Te będą dotyczyły głównie szkodliwości nadajników. M.in. ich wpływu na rozwój chorób nowotworowych. - Ale nie tylko - zaznacza prof. Ryszard Maciejewski, prorektor Akademii Medycznej w Lublinie.
Dlatego duża część projektu zakłada zbadanie sąsiedztwa masztów i lubelskich szpitali. - Tam zagrożenie może być największe - podkreślają naukowcy.
Cały projekt ma pochłonąć ponad milion zł. Teraz uczelnie przygotowują wniosek do Komitetu Badań Naukowych o przyznanie pieniędzy. - Moglibyśmy je dostać już w przyszłym roku - wyjaśnia prof. Wac-Włodarczyk. - Byłyby przeznaczone głównie na sprowadzenie aparatury z USA. Drogiej, ale supernowoczesnej.